Na zdjęciu, więźniowie obozu Liban w Krakowie, którym pomagał Krakowski PCK
fragment pracy dra Stefana Uhmy, „Polski Czerwony Krzyż na Ziemi Krakowskiej”, część IV
Pomoc ofiarom wojny.
Pierwszych kilka dni po zajęciu obszaru Okręgu Krakowskiego PCK przez wojska niemieckie społeczeństwo było zupełnie oszołomione i bezwładne. Ludzie pozbawieni gazet, radia, poczty, kolei – całkowicie wytrąceni z normalnego życia musieli się dopiero jakoś przyzwyczaić do tego całkowitego prymitywu.
A życie nie pozwalało na bierne oczekiwanie. Już około 11 września 1939 r. zaczęły przybywać do Krakowa pierwsze transporty polskich jeńców wojennych. Ich zjawienie się wywołuje wszędzie żywiołowe odruchy ofiarności społecznej, które trzeba jakoś ująć i zorganizować. Podejmują tę akcję młodzież i starsi, głównie kobiety, chroniąc się pod znak Czerwonego Krzyża.
W dniu 11 września Zarząd Okręgowy uruchamia Biuro Informacyjne, które ma za zadanie:
- poszukiwanie osób wojskowych i cywilnych, zaginionych w czasie działań wojennych,
- nawiązanie kontaktu korespondencyjnego między jeńcami, a ich rodzinami w kraju,
- nawiązanie kontaktu korespondencyjnego tak w kraju, jak i za granicą między osobami cywilnymi i wojskowymi, które na skutek działań wojennych straciły ze sobą łączność,
- prowadzenie ewidencji osób poległych, zmarłych jeńców wojennych, internowanych, wysiedlonych oraz rannych i chorych, pozostających w leczeniu szpitalnym na terenie Okręgu,
- zbieranie depozytów po poległych, zmarłych, uwięzionych w czasie działań wojennych, odszukanie rodzin i doręczenie im depozytów,
- opieka nad grobami wojennymi,
- rejestracja inwalidów wojennych,
- pomoc w przeprowadzaniu korespondencji zagranicznej i doręczanie adresatom listów zagranicznych,
- rejestracja jeńców powracających z niewoli, oraz udzielenie im doraźnej pomocy.
Biuro to w Krakowie zebrało 324 092 kart ewidencyjnych na podstawie materiałów nadsyłanych przez Oddziały PCK, urzędy gminne, zarządy cmentarzy, szpitale, urzędy parafialne i prywatne osoby. Wśród zarejestrowanych ofiar wojny ujęto także w ewidencję ponad 60 000 osób wysiedlonych z Poznańskiego i Pomorza na teren Okręgu Krakowskiego. W czasie jednej z przeprowadzonych przez Gestapo rewizji skonfiskowano ewidencję wysiedlonych i kategorycznie zakazano dalszej rejestracji tej kategorii ofiar wojny. Szukało też Gestapo w czasie innej rewizji utrzymywania nielegalnej korespondencji z zagranicą. Wynik rewizji był naturalnie ujemny.
Kilkakrotnie odwiedzali Biuro przedstawiciele Niemieckiego Czerwonego Krzyża (NCK) dla ułożenia współpracy oraz delegaci Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża z Genewy. Korespondencję z zagranicą ułatwiało Biuro przyjmując z NCK nadesłane z zagranicy listy celem ich doręczenia oraz odsyłając do Berlina odpowiedź na przepisowych blankietach. Listów zagranicznych doręczono 26 766, odpowiedzi wysłano 20 854.
Ponieważ cały materiał zebrany w Biurze Informacyjnym Zarządu Głównego i Okręgu Warszawskiego spłonął w czasie Powstania, kartoteka w Krakowie stała się poważnym źródłem dla odtworzenia w 1945 r. kartoteki Biura Zarządu Głównego.
W wielu obozach urządzono też izby chorych, które PCK wyposażał w materiał sanitarny, personel pomocniczy i lekarzy. I ten dochodzący personel PCK spełniał też rolę łączności ze światem. Stopniowo jeńców przewożono do obozów na terenie Rzeszy, w kraju pozostali tylko ranni i chorzy w szpitalach oraz inwalidzi z kampanii 1939.
***
Już w listopadzie 1939 r. powołał Zarząd Okręgu Komisję dla opracowania projektu ustawy o zaopatrzeniu inwalidów w protezy oraz o tworzeniu schronisk dla inwalidów – kalek. Komisja do której należeli były dyrektor Ubezpieczalni Zygmunt Klemensiewicz, Naczelny lekarz Ubezpieczalni dr Marian Ciećkiewicz, byli lekarze wojskowi ppłk. dr Bronisław Haeckbeil i ppłk dr Bronisław Korolewicz oraz z Zarządu Okręgu ppłk. Stanisław Plappert opracowała memoriał, który przedłożono Niemcom. W rezultacie tych zabiegów wyszło rozporządzenie z 29 kwietnia 1940 r. upoważniające wytwórnię protez Ubezpieczalni Społecznej w Krakowie i Warszawie do bezpłatnego zaopatrzenia inwalidów z 1939 r. w protezy. Uzyskano także wypłatę rent inwalidzkich i powstanie w każdym dystrykcie schroniska dla inwalidów. Orzeczenia wydane przez komisje lekarskie PCK były honorowane przez władze.
W samym Krakowie zarejestrowano przez komisję 376 inwalidów. [i] 1/
Komisje takie potworzono przy wszystkich większych Oddziałach PCK np. Tarnów. Można przyjąć, że około 4 000 – 5 000 inwalidów znalazło przy pomocy PCK możność uzyskania protez i rent. Korzystali też oni i z materialnej pomocy PCK, bezpłatnej opieki lekarskiej oraz schronisk, jak u Sióstr Felicjanek przy ul. Mikołajskiej.
W czerwcu 1941r. przeszła opieka nad inwalidami do RGO (Rady Głównej Opiekuńczej).
Sprawa pomocy jeńcom wojennym wymagała akcji ciągłej zorganizowanej. Władze niemieckie kładły duży nacisk na ujęcie jej wyłącznie przez PCK, któremu informacji potrzebnych udzielał NCK w porozumieniu z Naczelną Komendą wojsk niemieckich. Chociaż udział w tej akcji brały wszystkie oddziały i koła PCK przecież najważniejszym jej ośrodkiem były władze Okręgu PCK.
***
Jeszcze w czasie trwania doraźnej pomocy w przejściowych obozach jeńców na naszym terenie, powstała w połowie listopada 1939 r. Sekcja pomocy jeńcom w łonie Krakowskiego Oddziału PCK. Zadaniem sekcji było informowanie społeczeństwa o potrzebach jeńców, przyjmowanie darów w naturze i pieniądzach, a wreszcie dostarczanie do obozów przygotowanych paczek zbiorowych lub indywidualnych. Jej działalność obejmowała nie tylko Kraków, ale cały Okręg.
Na czele sekcji stanęła Maria Kostrzewska, która zgrupowała cały sztab ofiarnych pracownic jak: Stanisława Sliwińska, Anna Kocmowa, Aniela Krzyżanowska, Zofia Szydłowska, Zofia Battaglia, Anna Maydallowa, Maria Koperowa, Małgorzata Sędzimirowa, Dr Melania Skorzypianin, Krystyna Ładomirska, Zofia Klimczak, Krystyna Klimosak, dwie siostry Srebro, Karolina Lanckorońska, Anna Rolle, Maria Zazulowa, Maria Grabowska, Krystyna Gnojkówna, Zofia Kossakowska, a dalej Nowicka, Drożniakowa, Maria Sliwińska, Lewińska, Müller Wanda, Zofia Jachimska, Urszula Rozwadowa, Zaklinówna, Bałandówna, Łubkowska, Dybulska i wiele innych.
I już od razu wprowadzono podział pracy na trzy zasadnicze działy:
1. opieki nad rannymi, chorymi i inwalidami żołnierzami,
2. opieki nad jeńcami,
3. opieki nad więźniami.
Pomyślano też i o dochodach. Oprócz zbierania datków, sprzedawano srebrne pierścionki z elementami PCK, obrazki, reprodukcje arcydzieł sztuki z Katedry Wawelskiej itp. Te nielegalne zbiórki były powodem aresztowań, jak np. drugie aresztowanie Klemensiewicza, Zofii Szydłowskiej i Krystyny Lubomirskiej. Klemensiewicza udało się wydostać głównie z powodu choroby. Szydłowska zapłaciła życiem za swoją działalność.
Po okresie pewnego chaosu w pomocy dla jeńców wywiezionych do Niemiec, Zarząd Główny PCK otrzymał od Niemców na początku 1942 roku wykaz obozów i porozdzielał między Okręgi opiekę nad nimi. Okręg Krakowski otrzymał 11 obozów, a to:
Obozy żołnierskie / Stalagi/:
- II A. Neubrandenburg Meklemburgia
- II C. Greifswald Pomorze
- V B. Willingen Badenia
- V C. Offenburg Badenia
- VI A. Hemmer Westfalia
- VI C. Bathern Ems
- VI J. Fichtenhein Westfalia
- VII A. Moosburg Górna Bawaria
Obozy oficerskie:
- II A. Neubrandenburg Meklemburgia
- VII A. Murnau Górna Bawaria
- X C. Lubeka
Zarząd Okręgu prowadząc całość akcji porozdzielał między poszczególne Oddziały ilość podopiecznych jeńców uwzględniając możliwości Oddziałów.
Wielki obóz oficerski w Murnau został przydzielony Oddziałowi PCK w Miechowie, a uzupełniały tę opiekę Brzesko i Kraków. Jak osądzano w obozach tę pomoc:
”Akcja pomocy rozpoczęta przez PCK już w 1940 r. związała z Krakowem i Miechowem szeregowych i oficerów nicią serdecznej przyjaźni i wdzięczności. Pomoc była przesyłana w paczkach żywnościowych indywidualnych i zbiorczych dla całego obozu, zwłaszcza z okazji świąt. Ziemia Miechowska dzieliła się hojnie z obozem może ostatnim kęsem chleba. Pamiętał o nas Zarząd PCK i wyznaczone przez niego „matki chrzestne” oraz koła PCK. ”Grypsy” młodzieży szkolnej z serdecznymi życzeniami wytrwania, przylepiane, względnie wkładane do ciasta, docierały do naszych rąk i do naszych serc. Poza pomocą żywnościową dla nas, PCK w Miechowie pamiętał o chorych, dla których dostarczał nam leków w czasach gdy o nie było trudno i o członkach rodzin naszych jeńców, które znalazły się w ciężkim położeniu”.
„Według niepełnego zestawienia otrzymaliśmy z Krakowa i Miechowa ponad 70 000 kg żywności. PCK w Miechowie utrzymywał też żywy kontakt korespondencyjny z obozem. Treść listów PCK była podawana wszystkim do wiadomości, a niektóre z nich zwłaszcza z życzeniami świątecznymi były odczytywane na zbiórkach kompanii”.[ii] 2/
Była jeszcze jedna gałąź pomocy: zeszyty, papiery i książki naukowe, o które proszono z obozów. Wysyłał je całymi paczkami w imieniu PCK prof. Vetulani Tadeusz.
Takim był też i w innych obozach wzajemny stosunek PCK i jeńców.
Wg. prowizorycznych obliczeń dokonanych w 1945 r. wysłano z Okręgu Krakowskiego do obozów:
– paczek à 5 kg sztuk 58 609 wagi 293 045 kg
– paczek à 2 kg sztuk 95 784 wagi 191 568 kg
– paczek świątecznych 1 1/2 kg i 2 kg w przesyłkach wagonowych
sztuk 95 350 wagi 190 750 kg
Łącznie sztuk 249 743 wagi 675 363 kg
Nadto wiele paczek przesłały osoby prywatne, „matki chrzestne”, którym PCK dostarczał adresów i nadsyłanych z obozów nalepek upoważniających jeńców do otrzymania paczki. Takich blankietów rozprowadzano około 900 miesięcznie, co tylko za 3 lata stanowi ponad 32 400 przesyłek.
„Wzruszająca była ofiarność całego społeczeństwa na cele pomocy dla jeńców. Występowała ona szczególnie w okresach przygotowywania paczek świątecznych. Nie było wypadku, aby nie uwzględniono prośby PCK. W Związku Mleczarskim przy ul. Friedleina nawet już przy urzędujących komisarzach niemieckich, dyrektorzy Jarosz, Padlewski i inni pracujący tam Polacy dawali nam znaczne ilości masła, jaj (tzw. „tłuczki”) tj. uszkodzone przy sortowaniu i rozbite jaja, braliśmy w kilku wiadrach. Inne znowu – Spółdzielnia Rolnicza „Jedność” przy ul. Reformackiej hojnie zaopatrywała nas w mąkę, cukier itp. Tutaj dyrektor Marian Kosiek z kilku zaufanymi pracownikami odbywał z nami naradę i wystawiwszy asygnaty na kilka worków mąki, cukru, martwił się, że niestety więcej dać nie może. Masarze krakowscy dostarczali nam suchej kiełbasy, która by wytrzymała kilkunastodniowy transport. Zebrane produkty: mąka, cukier, jaja pod kontrolą sekcji Pań wędrowały do krakowskich piekarzy, którzy oddawali w zamian gotowe pachnące, rumiane strucle i bułki. Ostatnie dni i noce przed terminem wysyłki wrzała w Sekcji gorączkowa praca. Trzeba było zebrane dary pakować w indywidualne paczki, które wręczał jeńcom starszy obozu. Dla wielu z nich do najcenniejszych podarunków należała złożona do każdej paczki gałązka jedliny, przewiązana biało-czerwoną wstążką. Za ten symbol „ojczyzny” dziękowali najgoręcej”.[iii] /3
W pierwszych latach niewoli przesyłano też na żądania jeńców bieliznę, szaliki, swetry, rękawiczki także lekarstwa. Gdy w latach następnych dotarła do obozów pomoc z Zachodu, sami jeńcy żądali ograniczenia przesyłek żywności, leków i odzieży.
Tylko skromne paczuszki świąteczne były bardzo wyczekiwane i przyjmowane wdzięcznym sercem.
Obok jeńców – narastał coraz poważniejszy problem innej kategorii ofiar wojny, osób aresztowanych a następnie wysyłanych do obozów koncentracyjnych.
Gdy w październiku 1939 r. władze GG (Generalnej Guberni) objęły cywilne organy administracji, rozpoczęły się wszechwładne, brutalne bezprawia Gestapo.
Już w pierwszych dniach 11 listopada 1939 r. przeprowadzano masowe aresztowania na terenie całego GG. Dotknęły one w pierwszej linii inteligencję, profesorów Uniwersytetu Krakowskiego, nauczycieli szkół średnich, powszechnych, lekarzy, duchowieństwo i wojskowych.
Zapełniły się nagle więzienia Montelupich w Krakowie, Wiśniczu koło Bochni, Tarnowie, Nowym Sączu, Rzeszowie. Częściowo z własnej inicjatywy, a częściowo na zalecenie Okręgu PCK w Krakowie wszystkie oddziały miejscowe zgłosiły prośbę o zezwolenie na udzielanie pomocy więźniom. W Krakowie wiceprezes Oddziału Stanisław Plappert i inspektor Okręgu ppłk Stefan Trzebiński złożyli osobiście w Gestapo prośbę PCK o dopuszczenie pomocy dla tych ofiar wojny i zezwolenie takie uzyskali.
W zorganizowanej w Krakowie w dnia 15 listopada 1939 r. sekcji pomocy jeńcom, zapoczątkowały organizację opieki nad więźniami Maria Zazulowa, Zofia Klimszak, Krystyna Gnojkówna, Lewińska, Ewa Bałandówna, Irena Kleszczyńska i pani Wójtowicz z Pychowic, Teresa Lasocka i docent Wanda Bobkowska z RGO, a nareszcie Zygmunt Klemensiewicz, który jako jeden z pierwszych poznał warunki życia w więzieniu i znalazłszy się na wolności oddał się całkowicie sprawie łagodzenia losu tych ofiar hitlerowskich rządów w Polsce. Do współpracowników Klemensiewicza na tym odcinku należeli mgr Józef Frąckiewicz i sekretarz Oddziału PCK w Krakowie Ksawery Michalski i wspomniany już dr Stanisław Kłodziński, pracownik Zarządu Miejskiego i mgr Seweryn Udziela.
Zagadnieniem podstawowym była sprawa pieniędzy. Martwił się o nie przewodniczący Komisji Finansowej Stanisław Kochanowski, który specjalnie na ten cel uzyskał od śp. adwokata Józefa Woźniakowskiego z funduszów Podziemnej Polski bardzo poważną kwotę. Zabiegał o dotację następnie Stanisław Plappert, pomagali w ich uzyskaniu płk dr Stanisław Klaina, Janina Kawkowa i jej mąż Kawka, urzędnik Banku Związku Spółek Zarobkowych, a i Klemensiewicz wydobywał z funduszów PPS sporadyczne zasiłki.
Stosunki w więzieniach były fatalne ścisk, brud, brak sienników, koców, opieka lekarska prawie żadna, wyżywienie niewystarczające – i to oparte przeważnie na środkach żywności, dostarczanych przez miejscowe społeczeństwo.
Ludzie zmaltretowani przesłuchaniami, biciem, zdający sobie sprawę, że życie ich wisi na włosku, czekali na jakiś znak, chociażby najdrobniejszy, że ktoś o nich myśli, pamięta. Kto miał rodzinę, mógł od niej dostawać paczki, czasem jakiś grypsy – i taki więzień trzymał się moralnie lepiej. Ale było wielu aresztowanych, którzy nie mogli się zdekonspirować przez podanie adresu rodziny, Ci byli zdani jedynie na zorganizowaną pomoc społeczną. Pomoc tę starał się dać PCK i do końca 1939 r. była ona wszędzie uruchomioną. Dawał PCK koce, ziemniaki, bieliznę i odzież, obuwie, lekarstwa i żywność tak w formie dostarczanego suchego prowiantu, jak i donoszonych w kotłach gotowych posiłków. W Krakowie, ani na Montelupich, ani w więzieniu dla kobiet nazywanym „Klasztorem” umieszczonym w niedaleko położonym Zakładzie Helclów, kuchni dłuższy czas nie prowadzono – wydawano suchy prowiant. SS. Miłosierdzia przy ul. Warszawskiej i one gotowe baniaki zupy dostarczały dla więźniów. Siostry robiły wszystko, co było możliwe, aby dawać więźniom pożywienie jak najbardziej posilne. Dostarczał im środki żywności PCK, któremu znosiły dary rodziny aresztowanych, okoliczne majątki ziemskie i mieszczaństwo krakowskie. Wdzięcznie przyjmowali więźniowe zawiesiste zupy, rozdzielane z baniaków przez Siostry Salomeę, Emilię lub Stanisławę. One też ugłaskawszy jakimś podarkiem komendanta, uzyskiwały możność doręczenie paczek od rodzin, grypsów, przynosiły wiadomości ze świata i dostarczały Sekcji Opieki sprawozdania i informacje o więźniach i ich potrzebach.
Gdy ilość aresztowanych tak wzrosła, że stan ich dochodził do 1000 osób, a Gestapo chcąc jak najściślej izolować więźniów zorganizowało własną kuchnię w więzieniu, zmniejszyły się znacznie możliwości pomocy przez SS. Miłosierdzia z Warszawskiej ulicy. Przerzucani z jednego więzienia do drugiego więźniowie w rozmowach porównywali warunki życia. Z rozmów tych wynikało, że mimo uznania dla pomocy dawanej na Montelupich, stwierdzono, że warunki życia nie są tu najlepsze.
„Pewnej nocy” – jak opisuje Tadeusz Kudliński – przyszedł nowy transport, jak się później okazało z tarnowskiego więzienia, gdzie siedzieli ci, których nie można było w czasie kwarantanny tyfusowej umieścić na Montelupich. Dostaliśmy trzech zakopiańców. Mieliśmy chwilę światło, więc pierwsza rozmowa: jak tutaj, co jeść dają? Byli zawiedzeni bo tarnowskie więzienie okazało się w porównaniu z nami – „palace hotelem ‘’[iv] /4 .
Opiekę objęła Sekcja opieki PCK nad więźniami pod kierownictwem Marii Zazulowej. Dwa razy w tygodniu we wtorki i piątki zjeżdżało do więzienia auto ciężarowe, którego dostarczał dyrektor tramwajów miejskich inż. Tadeusz Polaczek – Kornecki (do czasu aresztowania go w 1941 r.), a następnie RGO. Z auta wypełnionego paczkami od rodzin i od Sekcji wysiadała Zazulowa i rozpoczynała swoją żmudną i niebezpieczeństw pełną pracę. Od chwili wejścia do kancelarii więzienia, które odbierało paczki dla ich doręczenia, ze spokojnym, kamiennym wyrazem twarzy wypatrywała „nowe twarze” – wywieszone w biurze spisy nowo przybyłych więźniów, aby wydostać jak najwięcej wiadomości, na które czekały rodziny więźniów. Zazulowa uzyskała zezwolenie zbierania na przygotowanych przez Sekcję blankietach „zapotrzebowań”, na których więźniowie wypisywali potrzebne im rzeczy. A w biurze PCK czekały niespokojne żony, matki – bo „zapotrzebowanie” było dowodem , że więzień żyje i jest jeszcze na Montelupich. Złościli się na Zazulową Niemcy, nazywali ją czasem „Czarną Panią”, gdyż stale chodziła w żałobie, a czasem „Czarną” lub „Starą czarownicą” ( Alte, albo Schwarze Hexe), ale ją tolerowali i natarczywe jej prośby przeważnie uwzględniali. Więźniowie zwali ją „ciotką”.
„Ciotka przywoziła nam stale dwa razy w tygodniu „pajdki”. Była to ćwiartka chleba przekrojona i nasmarowana grubo we wtorki pasztetem, a w piątki bryndzą.”[v] /5
I Ciotce i całej Sekcji przybywało roboty. Obok Montelupich i „klasztoru” u Helclów, gdzie było więzienie dla kobiet, więźniowe obozów karnych na Dąbiu, w Płaszowie „Liban” w Podgórzu oczekiwali też na paczki, lekarstwa, wiadomości. A w każdym nowym obozie trzeba było zdobywać drogi dla akcji, przełamywać prośbą, podstępem, darami, stawiane przeszkody i dotrzeć wreszcie poza druty.
Pomoc więźniom uważano i w PCK i w całym społeczeństwie, w całej Polsce Podziemnej, za jedną z najdzielniejszych akcji społecznych. Były tylko poważne różnice co do formy jej ujęcia. Podjął ją PCK, ale przewidujące czynniki kierownictwa miały zastrzeżenia, czy nie byłoby bardziej wskazane, aby nie angażować w tę pracę bezpośrednio organizacji PCK. Stąd już w lutym 1940 r. poruszano w Warszawie wznowienie na tej działalności przedwojennej instytucji pn. „Patronat Opieki nad Więźniami” i uzyskano 8 marca 1940 r. zezwolenie na wznowienie działalności Patronatu, ograniczonej do polepszenia materialnej sytuacji więźniów przez dostarczenie dodatkowo środków żywności.
Tak do września 1940 r. opiekę nad więźniami wykonywał bez żadnych przeszkód na terenie Okręgu Krakowskiego PCK, na terenie Warszawy formalnie prowadził ją Patronat.
W pierwszych dniach września tego roku Zarząd Główny zwołał konferencję przedstawicieli Zarządów Okręgowych i zalecił formalne wycofanie się PCK z akcji opieki nad więźniami, zachowując jak najbardziej pozytywny stosunek PCK do tej akcji. Zarząd Okręgu Krakowskiego, pismem z 13 września wyraził opinie, że zależnie od warunków miejscowych należałoby może zostawić na terenie Krakowa akcje w ręku PCK, gdyż ewentualne zmiany mogłyby się odbić ujemnie na samych podopiecznych.
Ale Zarząd Główny widocznie miał uzasadnione obawy i zastrzeżenia, które w piśmie do Okręgu tak sprecyzował:
„Internowani, w utartym bieżącym znaczeniu tego słowa, w czasie obecnej wojny to osoby które władze policyjne lub administracyjne bez sądu umieściły w więzieniach, czy też obozach koncentracyjnych. Osoby te w myśl Konwencji (Genewskich) nie wchodzą do tej kategorii podopiecznych Czerwonego Krzyża, poza opieką Biura Informacyjnego, które powinno się starać w miarę możliwości nawiązywać łączność między takimi internowanymi, a ich rodzinami. (…) Ponieważ ogólne zasady humanitarne, które są podstawą prac Czerwonego Krzyża, skłaniać winny wszystkich działaczy Czerwonego Krzyża do niesienia pomocy wszystkim potrzebującym, Czerwony Krzyż winien taką opiekę inicjować, z nią współdziałać (np. za pomocą patronatów) lecz nie powinien jej robić pod własnym sztandarem”.[vi] /6
Niemal równocześnie z toczoną korespondencją wewnątrz PCK ograniczyli Niemcy pomoc dla Montelupich do dostarczania i wymiany bielizny. Był to jeden z pierwszych sygnałów wydanego z końcem 1940 r. zarządzenia, w którym zalecano przekazanie całej akcji opieki społecznej prowadzonej przez PCK Radzie Głównej Opiekuńczej i jej placówkom.
Krakowski Oddział Patronatu wznowiwszy swoją działalność pod przewodnictwem Róży Łubieńskiej, wykonywał bez nadzwyczajnych trudności opiekę nad więzieniem św. Michała, w którym przebywali wyłącznie przestępcy kryminalni. Montelupich było przeważnie dla przestępców politycznych. Po szeregu konferencji, przy ogólnym zrozumieniu ważności problemu, doszło do przejęcia akcji przez Patronat, do którego przeniosła się Maria Zazulowa z całym swoim sztabem pracownic i pracowników. W Radzie Opiekuńczej Miejskiej – podległej RGO obecni tam jeszcze Stanisław Rymar i Zygmunt Lasocki, gorąco poparli przyjęcie tego działu pracy. Postarano się o pomieszczenie Patronatu przy ul. Kanonicznej nr 1 i stamtąd szła teraz w dalszym ciągu pomoc na Montelupich i karne obozy w Krakowie, przy stałym poufnym porozumieniu i współdziałaniu z PCK. [vii] /7
Trzeba tu może jeszcze raz podkreślić, że na nieludzki system rządów niemieckich reagowało społeczeństwo polskie całą jednolitą postawą obroną, w której naczelną powszechną zasadą było wykonanie zadania bez liczenia się z jakimkolwiek względami ambicji organizacyjnych czy osobistych.
Nowym problemem, który wyłonił się z końcem 1940 r. było utorowanie drogi dla ratowania ofiar obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu.
Obok wszystkich zwykłych trudności była jeszcze jedna specjalna. Po kilkukrotnym regulowaniu granic GG już i Krzeszowice – Kressendorf – zostały wcielone do Rzeszy. Między Krakowem a Oświęcimiem, położonym na obszarze Rzeszy, komunikację utrudniała pilnie strzeżona granica.
***
W styczniu 1941 r. wnosi już w imieniu Patronatu, Zarząd Okręgu PCK, podanie do komendy obozu w Oświęcimiu podpisane przez Stanisława Plapperta o zezwolenie na paczki żywnościowe dla więźniów. Odpowiedź nadchodzi odwrotnie – wolno przesyłać w większe ilości żywności i ciepłej odzieży, które komenda obozu będzie rozdzielać między więźniów. Nie zezwolono jednak na pośrednictwo Patronatu w przesyłce paczek przez rodziny więźniów. Wreszcie komenda uznała za łącznika między obozem a Patronatem, zgodnie z podaną z Krakowa propozycją, pracownika PCK Stanisława Kłodzińskiego. Tak rozpoczęła się nowa akcja konieczna, bezcenna, jedna z najpiękniejszych kart społecznej działalności Krakowa w czasie okupacji. Akcja ta była prowadzona dwoma torami. Oficjalnie dowożono żywność, odzież do dyspozycji komendy obozu. Ile z tych darów dochodziło faktycznie do więźniów, trudno było skontrolować. W kilka miesięcy później Stanisław Kłodziński, został aresztowany wraz z pracownikami Sekcji przy przewożeniu z Nowego Targu prowiantów dla więźniów i znalazł się jako więzień w Oświęcimiu. Fakt ten odbił się bardzo niekorzystnie na akcji pomocy więźniom. Odbywała się ona teraz głównie przez wysyłkę indywidualnych paczek nadawanych przez rodziny więźniów. Dla wysyłki takich paczek trzeba było podać imię i nazwisko więźnia i jego numer obozowy. Wobec ograniczonych możliwości korespondencji z więźniami, wydobycie numerów więźniów, o ile nie mieli rodziny, nie było łatwe, a właściwie drogą legalną niemożliwe. Nie zawsze też rodziny, mimo najlepszych chęci, były w stanie przesyłać paczki, bo same żyły w biedzie. Wiele z nich zgłaszało się do PCK, a następnie do Patronatu z prośbą o pomoc. Wydawano im tutaj nadające się do przesyłki prowianty. Sekcja Sanitarna PCK przygotowywała w dużych ilościach specjalne mieszanki odżywcze (cukier, preparaty fosforanowe, witaminy) oraz lekarstwa dla przesłania w paczce więźniowi.
Ta legalna akcja była jednak z konieczności dosyć ograniczona. Trzeba było szukać innych dróg dla jej rozszerzenia, dróg nielegalnych, które niosły z sobą dla wszystkich współdziałających ryzyko własnego życia w razie nakrycia przez Niemców.
W tej akcji, kierowanej z Krakowa przez Zygmunta Klemensiewicza, opierano się przede wszystkim na zorganizowanych osłonkach PPS i na dopuszczanych do obozu pracownikach firm budowlanych, wykonujących prace na terenie obozu, szły przerzuty przez granicę GG tak żywności jak i lekarstw pod umówionymi adresatami osób prywatnych w Chrzanowie, Oświęcimiu i stamtąd docierały do rąk więźniów oraz polskich lekarzy – więźniów, pracujących w szpitalu obozowym. Istniała też wewnątrz obozu tajna organizacja, która ułatwiała przedostawanie się do obozu przerzutów z zewnątrz i ich odpowiednie zużytkowanie. Tak docierały do rąk lekarzy i szczepionki przeciwtyfusowe, którymi ratowano chorych więźniów od grożącej im ze strony władz obozowych śmierci w komorze gazowej. Wśród kierowników tej organizacji sprawował Józef Cyrankiewicz, dzisiejszy premier Ludowej Polski, kierowniczą rolę. Do lepiej sytuowanych należały oddziały więźniów, które były używane do pracy poza obozem. Łatwiej było im właściwie podrzucić dary z zewnątrz. I oni często byli pośrednikami w docieraniu pomocy zewnętrznej do obozu.
Zapasy leków, jakie w dużych ilościach posiadał PCK, pozwalały na dość skuteczne zaopatrywanie więzień w najkonieczniejsze środki lecznicze. ”Różnymi drogami docierały leki do więzienia na Montelupich i Helclów w Krakowie oraz do Oświęcimia. O ilościach tych leków niech świadczy fakt, że samej glukozy dostarczano do Oświęcimia około 100 kg rocznie.” [viii] /8.
Dziwnymi drogami chodzą serce ludzkie. Zdarzyło się, że odezwało się ono nawet u obcych, patrzących na nasze cierpienia i sponiewieraną godność ludzką. Wśród personelu pielęgniarskiego w obozowym szpitalu SS znalazła się austriacka Niemka – Siostra Maria Stromberger.
”Na czarnej sukni Siostry Marii błyszczał emblemat Czerwonego Krzyża….Siostra Maria, słaba, bezbronna kobieta, igrająca własnym życiem, narażająca się każdym odruchem człowieczeństwa na bezlitosne konsekwencje, broniła swoją działalnością tego znaku przed ostatecznym pohańbieniem. Tylko Ona wśród kilkutysięcznej załogi Oświęcimia miała prawo z godnością nosić na pielęgniarskim mundurze znak Czerwonego Krzyża.”
W początkach 1944 r. Siostra Maria stała się łącznikiem międzynarodowej grupy ruchu oporu i walczącego podziemia w obozie. Przez nią szły w świat wiadomości o zbrodniach ludobójstwa dokonywanych masowo w obozie, przez Nią dostawały się do obozu wiadomości ze świata, oraz lekarstwa i szczepionka przeciwtyfusowa. Kiedy po wojnie odbywał się w Warszawie proces komendanta obozu w Oświęcimiu Rudolfa Hoessa, głównym świadkiem oskarżenia była Siostra Maria. [ix] /9.
Może kiedyś z materiałów gromadzonych przez Muzeum w Oświęcimiu da się otworzyć obraz tej podziemnej walki w obronie człowieka, prowadzonej w obozie, jak i wysiłków polskiego społeczeństwa, podejmowanych dla dotarcia poza druty kolczaste i ratowania ofiar, zamkniętych w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. W imię prawdy historycznej obiektywne przedstawienia tego problemu jest konieczne. Pamięć ludzka jest bardzo zawodna. Nawet ludzie, którzy sami doznali pomocy tego społeczeństwa w więzieniach, czy Obozie Oświęcimskim, gotowi kiedyś na serio traktować jakżeż powierzchowny osąd Zofii Kossak:
”Społeczeństwo polskie, choć zorganizowało czarne Patronaty więzienne, zaopatrywało z wzruszającą troskliwością Pawiak, Monte i inne więzienia polityczne, nie zdobyło się na energię potrzebną, by uruchomić analogiczną sekcję dla Oświęcimia i obesłać paczki wszystkim ”häftlingów.” [x] /10
I jeszcze jeden ważny szczegół, który ułatwiał pomoc dla aresztowanych na terenie GG. W więzieniach położonych w kraju, Niemcy pozostawili w pewnej ilości niższy personel administracyjny polski. I tutaj nieraz się zdarzało, że w duszach tych ludzi zwyciężał człowiek. Drobne usługi świadczone więźniom ułatwiały im życie. W sprawozdaniu oddziału PCK w Rzeszowie znajdujemy wzmiankę: ”Piękną kartę z pracy podczas okupacji mają strażnicy więzienni oraz niektórzy pracownicy biurowi więzienia, ze względu na ich postawę, na życzliwe ustosunkowanie się do poczynań PCK”. 46/
***
W opinii polskiej ludności w czasie okupacji PCK był uznawany powszechnie za ”Ambasadora Polski”- stąd też szukano tam rady i pomocy w najrozmaitszych sprawach: w poszukiwaniach, pisaniu listów do jeńców, wydobywaniu z niewoli rolników, obrony przed zagrożeniem wywiezienia na przymusowe roboty do Rzeszy itp. Załatwiał te sprawy w Okręgu dr Tadeusz Vetulani. Biegał po urzędach niemieckich ”uzbrojony w opaskę PCK”. Znano go też w przejściowych obozach przy ul. Wąskiej i Warszawskiej, gdzie gromadzono kontyngenty osób przemieszczonych na roboty do Niemiec. Żartowano sobie z jego nieustępliwości, że gdy wyrzucano go drzwiami, próbował wejść przez okno, aby tylko uzyskać korzystną decyzję. I miał też poważne osiągnięcia w swej niewdzięcznej pracy.
Mimo to warto przypomnieć, że wywóz na roboty był prowadzony brutalnie, że łapano ludzi po ulicach, urządzano obławy na młodzież wiejską, aby tylko osiągnąć wyznaczony dla GG kontyngent robotników dla przemysłu i rolnictwa Rzeszy.
Nie oszczędzano nawet dzieci szkolnych poniżej 17 lat.
W listopadzie 1942 r. w czasie nauki otoczono policją państwową szkołę handlową w Gorlicach i wywieziono wieczorem wszystkich uczniów i uczennice do obozu przejściowego w Krakowie. Rodzicom nie zezwolono ani na dostarczenie żywności, ani ciepłej odzieży. Dopiero w Krakowie 27 listopada przy interwencji Vetulaniego doręczono tym dzieciom ciepłą odzież, ale już nie wszystkim, bo trzy dziewczęta (Matjanka, Juszkiewicz i Mruk) zostały tymczasem wywiezione w niewiadomym kierunku. Wśród tej młodzieży było 11 chłopców zaledwie 14-letnich. Podobnie postąpiono 24 listopada z młodzieżą szkoły handlowej w Jaśle. W Krakowie wzywano listami urzędowymi do wyjazdu 40 uczennic Szkoły Gospodarczej przy ul. Syrokomii, 60 uczniów Handlowej Szkoły Liberdy i 80 z Szkoły Handlowej Zawojskiego. Interweniowała w tej sprawie RGO żądając, aby nie powoływano do pracy młodzieży poniżej 17 lat oraz aby dozwolono rodzicom dzieci doręczać im za pośrednictwem PCK żywność i odzież. Wobec zamieszania przy takim masowym wywodzie, dostarczony przez PCK i RGO personel sanitarno-pomocniczy, ułatwiał czasem ucieczkę do domu połapanym dzieciom, dostarczał wywożonym ciepłej odzieży i żywności. I Vetulani też wydobywał i legalnie i nielegalnie te ofiary, które można było wyratować.
Najdalej w swojej gorliwości dostarczania Rzeszy niemal bezpłatnych robotników z Polski zapędził się niemiecki burmistrz Krakowa Stadthauptmann Krämer, który nakładał na poszczególne instytucje i zakłady pracy obowiązkowe kontyngenty robotników na wywóz, przy czym wyznaczony na wywóz mógł dać zastępcę. Działo się to z wiosną 1943 r. kiedy cyfra wywiezionych z Polski już dawno przekroczyła pierwszy milion. Wśród tego miliona znaleźli się ludzie młodzi, pełni inicjatywy, którzy umieli już sobie radzić, mieli utarte drogi ucieczki, czy to w czasie transportu, czy też po przybyciu do Rzeszy. I oni za pewną opłatą chętnie zgłaszali się na takich zastępców. Byli też i inni jeszcze ochotnicy na wywóz. To młodzież, której w domu, w Polsce palił się grunt pod nogami. Musieli uciekać, a ucieczka do roboty do Rzeszy uchodziła za najpewniejszą, bo na terenie Rzeszy nikt ich nie poszukiwał zwłaszcza, gdy zmienili sobie nazwisko.
Otóż taki przypis kontyngentu robotników na wywóz otrzymał też i PCK. Z takim wezwaniem poszedł Vetulani do władz niemieckich i wobec przedstawicieli NCK oświadczył w Wydziale Zatrudnienia, że ”PCK jako instytucja, będąca symbolem zasad humanitaryzmu, nie może przykładać ręki do takiego handlu niewolnikami.”
”Gdy w 3 dni po przedstawieniu akcji Stadthauptmanna Krämera byłem w Wydziale Zatrudnienia, urzędnicy Paulus i Rademacher oświadczyli mi, że dzięki temu przedstawieniu sprawy, cała akcja Krämera została przerwana, gdyż tak zadecydował radca ministerialny Gachliesser. Zaprowadzono mnie do niego. Oświadczył mi, że Krämer za tę akcję masowego wywożenia mieszkańców Krakowa na przymusowe roboty, w której znacznie przeholował, miał być usunięty i jedynie dla względów prestiżowych zatrzymywano go na stanowisku, ale akcję natychmiast przerwano.” [xi]/11.
Żaliły mi się na to zarządzenie obłożone tym świadczeniem zakłady pracy, interweniowała RGO, to też i sam Vetulani nie przeceniał odniesionego sukcesu jedynie swojej udanej interwencji. Te masy młodych ludzi wywożonych do Rzeszy i wyzyskiwanych bez żadnej opieki w obcym otoczeniu, szukały też w PCK rady i pomocy. Napływały liczne prośby o zawiadomienie rodzin o miejscu pracy wywiezionego, o podjęcie próby reklamacji, o pomoc w odzieży, poradę lekarską i środki lecznicze. Wracali też zwalniani z robót chorzy z wycieńczenia lub inwalidzi, niezdolni do pracy, zwiększając ilość ofiar wojny, wymagających od swoich w kraju jakiejś pomocy.
***
Zobaczymy teraz z kolei, jak starano się w kraju zapewnić opiekę zdrowotną, umożliwić leczenie chorych w ciężkich warunkach okupacji, kiedy chory Polak był obywatelem drugiej klasy i mógł liczyć tylko na siebie i swoje społeczeństwo.
Od wybuchu wojny ustępujące wojska polskie nie mogły ewakuować z wojskowych szpitali wszystkich rannych i chorych. Jedni z nich nie nadawali się do transportu- dla innych nie było dostatecznego taboru transportowego, a także nie było dokąd wywozić, bo i na wschodzie szpitale były przepełnione.
W szpitalach dla ludności cywilnej brakło lekarzy, gdy wszystkich młodszych zmobilizowano a inni, ulegając powszechnej psychozie wyjeżdżali ze swoich miejsc zamieszkania. Problem ten odczuwano dotkliwie i w samym Krakowie, gdzie z braku lekarzy np. na oddziale chirurgicznym stawił się do pracy emeryt- prof. Maksymilian Rutkowski, a stan administracji szpitala św. Łazarza i Klinik objął prof. Józef Kostrzewski.
Po kilku tygodniach zaczęli wracać z tułaczki lekarze krakowscy. W listopadzie 1939 r. przybył do Krakowa transport Szpitala Wojennego z Zamościa z grupą lekarzy i personelu pomocniczego. Komendantem tego szpitala był ppłk dr Adam Schebesta (Szebesta), który nawiązał kontakt z PCK reprezentowanym przez prof. Rutkowskiego i Godlewskiego. W powołanej do życia Sekcji Sanitarnej w lokalu Zakładu Biologii przy ul. św. Jana 20, podjęto pierwsze kroki zorganizowania opieki lekarskiej dla polskiej ludności cywilnej. Kierownictwo Sekcji objął prof. dr Emil Godlewski, który był także pełnomocnikiem Zarządu Głównego PCK. Dla kontaktów z niemieckimi władzami zdrowia rządu GG zastępstwo Profesora w Sekcji objął dr Adam Schebesta. Do najbliższych współpracowników prof. Godlewskiego należał prof. Stanisław Smreczyński, który specjalnie w działalności Składnicy Sanitarnej i jej zachowaniu do momentu wyzwolenia miał swój wielki udział.
Już wcześniej objął PCK w opiekę od władz polskich Rezerwowy Szpital Wojskowy w gmachu przy ul. Skarbowej 4 , w którym ochotniczo pełnili funkcje lekarskie przejściowo profesor Rutkowski, docent Stanisław Nowicki, a po likwidacji szpitala płk lekarz dr Bronisław Hackbeil i inni. Na komendanta tego szpitala, w którym leżało 380 – 400 rannych żołnierzy polskich, wyznaczyli Niemcy, obejmując w listopadzie 1939 r. szpital w swój zarząd, profesora niemieckiego uniwersytetu dr. Ritscha, który odnosił się jednakowo obiektywnie do lekarzy polskich i niemieckich, a w rannym widział tylko człowieka oczekującego pomocy. Szpital ten był prowadzony do listopada 1940 r. Gdy ostatki pozostających jeszcze w leczeniu chorych umieszczono w szpitalu w gmachu OO. Jezuitów ul. Kopernika 26, a urządzenia w znacznej części oddano PCK, dr Ritsch niedługo później znalazł się w obozie koncentracyjnym, gdzie zginął.
Ten ,,Szpital polskich jeńców wojennych’’ został znakomicie wykorzystany przez propagandę niemiecką. Chodziły już słuchy po Europie o niezgodnym z międzynarodowymi umowami traktowaniu przez Niemców chorych i rannych, oraz jeńców wojennych.
To też, gdy w czerwcu 1940r. bawił w Krakowie delegat MKCK z Genewy (Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża) dr Ronald Marti, uroczyście przy licznej asyście niemieckiej administracji i Gestapo zaprowadzono go do tego szpitala. Dr. Ritsch przedstawił dr. Marti’emu szereg skomplikowanych przypadków chirurgicznych, który dzięki troskliwości i umiejętności jak podawała prasa niemiecka ,, niemieckich’’ lekarzy pomyślnie wyleczono. „Dr. Marti, który sam jest lekarzem, badał z najwyższym zainteresowaniem i rzeczowym zrozumieniem liczne zdjęcia Roentgena i wyrobił sobie przekonanie, że niemieccy lekarze dokonali i na polskich rannych szeregu wybitnie doskonałych zabiegów. W ten sposób udowodniono, że niemieccy lekarze nie robili żadnej różnicy komu mają udzielać pomocy, lecz w każdym wypadku wykonali co najlepszego byli w stanie dokonać.” [xii]/ 12.
Po zajęciu Krakowa Niemcy przeznaczyli wyłącznie dla ludności niemieckiej prócz Szpitala Wojskowego przy ul. Wrocławskiej, także cały szpital Ubezpieczalni tj. Gabriela Narutowicza, Szpital SS Miłosierdzia przy ul. Warszawskiej oraz około 500 łóżek w szpitalu św. Łazarza i Klinikach. Uległy też zamknięciu i zajęciu sanatoria przeciwgruźlicze w Zakopanem, Rabce i Makowie Podhalańskim oraz w Krakowie pawilon gruźliczy przy Klinice chorób wewnętrznych i dwa pawilony oddziału zakaźnego. Te zarządzenia dotkliwie zmniejszyły możliwości szpitalnego leczenie ludności polskiej.
Rozpoczęła więc Sekcja Sanitarna organizowanie na terenie m. Krakowa i całego Okręgu koniecznych placówek leczniczych. W ciągu kilku miesięcy uruchomiono na terenie Okręgu 78 punktów lekarskich, 7 izb chorych, a w organizacji było 5, gdy zaskoczył wszystkich zakaz wykonywania opieki sanitarnej przez PCK, a następnie i przez RGO i polecenie przekazania tych placówek samorządom.
Na terenie m. Krakowa i powiatu było czynnych 26 punktów lekarskich. W powiatach: Miechów 8, Tarnów 11, Dębica 7, Rzeszów 2, Jarosław 11, Jasło 5, Sanok 2, Nowy Sącz 9 i Nowy Targ 7. Nadto Izby chorych istniały w Tarnowie, Gorlicach, Wieliczce, Jordanowie, Rzeszowie, Rozwadowie i Limanowej. W organizacji były izby chorych w Brzesku Nowym, Makowie, Myślenicach, Krynicy i Nisku. Placówki PCK skierowywały chorych do lekarzy, którzy przeprowadzali badania, wystawiali recepty, realizowane w aptekach i opłacane przez PCK. Chorych wymagających leczenia szpitalnego, umieszczano w szpitalach, a należne opłaty pokrywał za nich PCK.
W Krakowie, w Sekcji Sanitarnej, przez cały dzień dyżurowali lekarze, którzy przyjmowali zgłoszenia chorych i skierowywali ich do ambulatoriów ogólnych przy ul. Radziwiłłowskiej nr 1 oraz w Podgórzu ul. Nadwiślańska 4 lub też do ambulatorium chirurgicznego ul. Warszawska 6. Tutaj badano, leczono lub skierowywano do specjalistów. Słaby aparat leczniczy dysponował 27 lekarzami różnych specjalności oraz 6 medykami. Do grudnia 1940 przeszło przez ambulatoria 4040 chorych, odbyto 425 wizyt domowych u obłożnie chorych. Na prośbę PCK przyjmował chorych każdy lekarz polski. Radzili i leczyli m.in chirurdzy: prof. Maksymilian Rutkowski, prof. Glatzel, dr Stanisław Nowicki, a po przybyciu do Krakowa dr Gruca, internista prof. Dr. Leon Zachowicz, laryngolog dr Walenty Popek, okulista mjr dr Chrzanowski, urolog prof. dr Michałowski, dr Józef Horodnicki, skórnicy prof. dr Franciszek Walter i dr Jerzy Lebioda, dr Michniewicz, dr Stanisław Otfinowski, Kazimierz Górski i wielu innych. Analizy lekarskie wykonywał dr Antoni Donheiser i Janina Donheiserowa.
Dla ułatwienia lecznictwa w terenie zwłaszcza w akcji zwalczania gruźlicy uruchomiono zachowany z czasów przedwojennych ambulans rentgenologiczny. Kierował tą placówką lekarz wysiedlony z Poznania dr Stefan Smoleński. Ambulans odwiedzał w z góry oznaczonych dniach 6 większych ośrodków na terenie Okręgu, w których czekali już chorzy skierowani przez miejscowych lekarzy.
Ze zwiniętych polskich szpitali wojskowych zwolnione Siostry Czerwonego Krzyża i zawodowe pielęgniarki nie wszystkie mogły wrócić do swoich rodzin. Dla tych bezdomnych zorganizowano w Krakowie Schronisko Sióstr PCK w budynku przy ul. Karmelickiej 41, w którym przebywało kilkanaście Sióstr. One stanowiły rezerwę, z której przydzielano obsługę do czynnych placówek, jak np. dwie kolumny dezynfekcyjne, uruchomione przez Sekcję Sanitarną. Na wezwanie lekarzy powiatowych wysyłano je do zagrożonych tyfusem miejscowości celem przeprowadzenia dezynfekcji.
Kiedy w jesieni 1940 r. uprzedzali Niemcy, że przybędą do Krakowa transporty rannych i chorych jeńców wojennych postanowił PCK zorganizować dla nich własny szpital. Przeznaczony na ten cel budynek Zakładu Sierót Ks. Siemaszki przy ul. Prądnickiej 35. uporządkowano i urządzono uratowanym inwentarzem z Sanatorium z Zakopanego. Dostarczono też z zapasów Składnicy potrzebne narzędzia. Zabiegał o dobre urządzenie szpitala jego przyszły kierownik chirurg dr Kazimierz Górski oraz intendent szpitala starszy medyk Mały. Ledwo szpital został otwarty, zajęli go Niemcy, ale z całym urządzeniem, które przejęła niemiecka administracja Szpitala św. Łazarza. Zaskoczyła ta decyzja, wykazała, jak było niebezpiecznym odkrywanie przed władzami okupacyjnymi możliwości i zasobów PCK.
Odsyłanych z obozów w Niemczech chorych jeńców lokowano w Oddziale Szpitala Łazarza w gmach OO Jezuitów, Kopernika 26 i tu prowadziła szeroką akcję opieki i dożywiania Sekcja Szpitalna z Karoliną Lanckorońską na czele. Stałe intensywne dożywianie, dostarczanie potrzebnych leków, witamin było wielką pomocą, ułatwiało powrót do zdrowia. Rekonwalescentów po gruźlicy lub zagrożonych tą chorobą leczono systemem chałupniczym wobec całkowitego braku odpowiednich sanatoriów. Lokowano ich grupami po kilku na wsi u gospodarzy na Podhalu – od Szczawnicy, Jordanowa – i tutaj dobrze odżywiano. Dojeżdżający lekarz kierował stroną leczniczą, doskonałe powietrze, spokój, częściowo niwelowały niedogodności prymitywnych warunków w życiu. Akcje tą prowadzili głównie inż. Tabiński, który troszczył się o wszystkie potrzeby tych ośrodków i pacjentów i na wszystkie znajdował pieniądze i dobrą radę.
Przejęli też Niemcy Zakład przeciwjagliczy w Witkowicach, gdzie jednak pozostała część personelu polskiego i z pożytkiem działała w kolumnach przeciwjagliczych w terenie.
Innym był los Zakładu leczniczego Uniwersytetu Jagiellońskiego dla dzieci gruźliczych, który najpierw zajęli Niemcy w Zakopanem, zezwoliwszy na przeniesienie go do Rabki, gdzie niedługo po otwarciu zajęto ponownie jakąś drogą ofiarności urządzony budynek. W maju 1940 r. budynek oddano. Sekcja Sanitarna, która imieniem PCK opiekowała się tym zakładem prowadziła go pod kierownictwem dr W. Gołaszewskiej dla chorób około 130 dzieci, z których około połowę stanowiły dzieci chore, przysyłane przez Urząd Opieki Społecznej Magistratu Warszawskiego.
Niełatwe było życie lekarzy w tym czasie. Według świadectwa jednego z głównych kierowników całej sekcji sanitarnej ”personel sanitarny działał z podziwu godnym poświęceniem i narażeniem nie tylko zdrowia ale i życia. Lekarz Polak nie wahał się w niesieniu pomocy rannym żołnierzom walczącej Podziemnej Polski, stawiając na kartę ryzyko własnego życia. Dla przykładu podaję, że w lipcu 1944 w przygotowaniu zamachu na Obersturmführera Koppe’go, szefa niemieckiej policji w GG zorganizowano pierwszą pomoc dla zamachowców oraz osłony nie tylko na miejscu w Krakowie, ale i pod Miechowem. W punkcie tym przygotowano salę operacyjną, narzędzia, środki opatrunkowe i całą obsadę lekarską i pielęgniarską, na której czele stał docent dr Stanisław Nowicki.” [xiii] / 13.
Także współpracując z PCK polscy lekarze uważali się za żołnierzy broniących swój naród przed biologicznym wyniszczeniem i dawali z siebie wszystko, aby ratować powierzonych ich opiece chorych. ”Stale zatrudnieni” w PCK lekarze w Krakowie pobierali wynagrodzenie, wahające się między 100 a 200 złotych miesięcznie, a nadto PCK jako pracodawca opłacał miesięcznie koszta Ubezpieczalni.
W początkowej działalności leczniczej były trudności z zdobywaniu lekarstw, narzędzi i materiałów sanitarnych. Radzono sobie przez opłacanie przez PCK obniżonych przez aptekarzy cen lekarstw, cichą współpracę, względnie pomoc w lekach dla polskiej ludności Ubezpieczalni Społecznej.
Ale niemal równocześnie z organizacyjną pracą Sekcji Sanitarnej nadszedł do Krakowa z Amerykańskim Czerwonym Krzyżem wielki transport leków przywieziony z drugiej półkuli 3 okrętami. Cały ten transport odebrać miał PCK i rozdzielić według dyspozycji władz niemieckich między szpitale i zakłady lecznicze na terenie G.G, a resztę – około 1/2- przechować, jako rezerwę PCK. Kierownikiem utworzonej przy ul. Długiej 5. ”Składnicy Sanitarnej” został mgr Tadeusz Zabierzewski, jego zastępcą mgr Stanisław Zajączek. Cała obsługa składnicy wynosiła 10 osób. Transport wyładowano, rozdzielono i obecnie można było pomyśleć o zaopatrzeniu w leki placówek PCK i leczonej w nich ludności.
Do placówek czynnych w Okręgu wysyłano miesięcznie około 60 typowych zestawów narzędzi i leków gotowych, surowców i materiału opatrunkowego, a w zorganizowanej w ramach składnicy aptece w Krakowie wykonywano do 4 000 recept miesięcznie. Gdy prowadzenie apteki było zakazane, robiono umowy z aptekami prywatnymi na wykonywanie leków dla chorych leczonych w PCK w zamian za wydawanie równowartości w surowcach. Zaopatrywano też w potrzebny materiał czynne bez przerwy przez całą okupację Ochotnicze Towarzystwo Ratunkowe w Krakowie, którego wiceprezesem i gorliwym opiekunem był ppłk Stanisław Plappert.
Tak dopiero rozwinięta działalność Składnicy dała konkretne, trwałe podstawy dla lecznictwa PCK. Nadchodzące później dalsze dary zagraniczne w lekarstwach pozwalały na utrzymywanie w Składnicy poważnych zapasów, mimo wykonywania rozdziału nadchodzących transportów według dyspozycji NCK i Wydziału Lekarskiego władz okupacyjnych.
Gdy w 1941 r. odebrano PCK prawo do wykonywania opieki zdrowotnej i po niedługim wahaniu cofnięto je również i RGO, wszystkie placówki lecznicze miały być przekazane samorządom, o ile placówki te zostaną uznane za niezbędne. Taki okres przejściowy, w którym PCK starał się przedłużyć działalność swoich placówek dla dobra ludności, trwał do końca 1941 r. Nawet uznano za pożyteczne i przejęte przez samorządy np. w mieście Krakowie ośrodki lecznicze ulegały po niedługim czasie likwidacji, uzasadnianej względami budżetowymi. A wszystkie te przejęcia i likwidacje ogołacały PCK z inwentarza, bo tego nigdy nie zwracano.
Kiedy zaczęto mówić o ograniczeniu działalności PCK na polu sanitarnym, na podstawie porozumienia z Zarządem Głównym PCK dr Adam Schebesta przyjął stanowisko Kierownika referatu sanitarnego i Okręgowej Składnicy Sanitarnej RGO. Pozostali też na stanowisku pracowników Składnicy prof. Smreczyński, mgr Zajączek i prof. dr Kulik. Składnicę przy ul. Długiej zwinięto w kwietniu 1943 r., a lekarstwa i materiały zmagazynowano w budynku PCK. przy ul. gen. Świerczewskiego nr .19 – ale pod firmą ”Składnica RGO”
Cała akcja lecznicza PCK musiała zostać ograniczoną do ram akcji poufnej.
Znikły na Ośrodkach Zdrowia, punktach lekarskich i prywatnych gabinetach lekarzy napisy ”P.C.K”. Ale zostali ci sami ludzie, którzy znali potrzeby i położenie ludności. W ograniczonych rozmiarach leczono, zaopatrzenie w lekarstwa szło przeważnie przez lekarzy lub placówki opiekuńcze RGO.
Jeżeli udało się wobec Niemców zachować Składnicę to wielka zasługa Schebesty, dyrektora biura RGO Edmunda Seyfrieda i pracowników Składnicy, a przede wszystkim wypadkom na froncie, które odwracały uwagę okupacyjnych władz w inną stronę.
Równocześnie z przeniesieniem Składnicy do budynku PCK przeniesiono tutaj Ambulatorium PCK z ul. Warszawskiej 6 i prowadzono je formalnie dla pracowników PCK i RGO.
Faktycznie jednak była to placówka lecznicza dla wszystkich potrzebujących pomocy ofiar wojny. Tutaj właśnie w tej małej lecznicy w parterowym mieszkaniu radził i dokonywał zabiegów chirurgicznych obok innych lekarzy także i prof. dr Adam Gruca, a cały zespół współpracujących lekarzy brał udział w zalecanych przez Tajny Komitet lekarzy pracach przygotowawczych na moment wyzwolenia, jak opracowanie instrukcji pierwszej pomocy chirurgicznej, wyrób opatrunków indywidualnych i pomoc w przygotowaniu organizacji placówek w terenie. [xiv]/ 14.
W sierpniu 1944 r. nadeszły wiadomości o wybuchu powstania Warszawie, a 6 sierpnia Kraków przeżył swoją ”Czarną niedzielę” łapanek mężczyzn na ulicach, w tramwajach i w mieszkaniach obstawianych przez wojsko dzielnic. Zapełniły się obozy karne w Płaszowie i na Podgórzu kilku tysiącami przeważnie młodych ludzi, z których wielu po kilku tygodniach pobytu w obozie wydostało się na wolność.
Równocześnie nadchodziły wiadomości o ciężkiej doli mieszkańców Warszawy, w barbarzyński sposób wysiedlanych ze zdobytych przez Niemców części miasta i spędzanych do obozu w Pruszkowie. Zjawiły się też w Krakowie pielęgniarki, które wyrwawszy się z obozu przyjechały do Krakowa po środki opatrunkowe i lekarstwa. Ich relacje o tragicznej sytuacji wysiedlanych z Warszawy spowodowały, że wspomniany już Tajny Komitet Lekarski wydelegował dra Stanisława Nowickiego, dra Mariana Ciećkiewicza i dra Jerzego Lebiodę, którzy za zgodą władz niemieckich 17 września 1944 r. wyjechali autem Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego w okolice podwarszawskie wioząc z sobą narzędzia chirurgiczne w trzech dużych kompletach operacyjnych, zakupione z funduszów RGO oraz lekarstwa i materiał opatrunkowy ze Składnicy PCK. Delegacja ta dotarła do niemieckiego szefa służby zdrowia Dystryktu Warszawskiego dra Lamprechta, który przyznał w rozmowie, że wojskowe władze niemieckie wywiozły z Warszawy 10 wagonów leków i materiałów sanitarnych, jako zdobycz wojenną i wspomniał o swoich staraniach o zwrot tych leków dla wysiedlonej ludności. Wyraził także nadzieję, że MKCK z Genewy, którego delegat był poprzedniego dnia w Pruszkowie, pospieszy z wydatną pomocą. Oczywista ta zdobycz wojenna w lekach zabrana z Warszawy nie została zwróconą. A zanim nadeszły w październiku i grudniu istotnie duże ilości lekarstw z pomocy zagranicznej, Składnica Sanitarna PCK w Krakowie stała się głównym źródłem zaopatrzenia w leki Pruszkowa i szpitali warszawskich wysiedlonych do pobliskich miast jak Milanówek, Grodzisk itp.
Delegacja Krakowska dotarła też w Milanówku do Rady Szpitalnej, złożonej z przedstawicieli większych szpitali z Warszawy. Na ręce przedstawicieli Rady docenta Czarnockiego i sekretarza lekarza Borowczyka oddała delegacja przywiezione narzędzia i leki, a rozpatrzywszy się w sytuacji zapewniła, że może w Krakowie i okolicy znajdą się możliwości umieszczenia pewnej części wysiedlonych szpitali.
Niedługo po powrocie delegacji zjechały cztery szpitale z Warszawy do Krakowa – razem około 2000 osób. Rozmieszczono je w budynkach, do niedawna zajmowanych przez wojska niemieckie, względnie przez chorych niemieckich. Tak Szpital Ujazdowski został rozlokowany w barakach klinicznych i w klasztorze OO. Jezuitów ul. Kopernika 26, drugi szpital w Domu Medyków przy ul. Grzegórzeckiej 20, trzeci zaś w budynku Zakładu Histologii U.J. Kopernika 7. Wreszcie w Klasztorze SS. Dominikanek na Gródku było Schronisko dla Starców z Warszawy. Szefem Sanitarnym i rzecznikiem tych szpitali warszawskich był płk lekarz dr Miszowski. Przybyli z Warszawy byli dostatnio zaopatrzeni w urządzenia szpitalne. To też po zajęciu wyznaczonych sobie miejsc byli samowystarczalni pod względem sił lekarskich, urządzeń lekarskich i leków. Tylko administracyjnie należeli do szpitala św. Łazarza.[xv] /15.
Był to już okres pełnego renesansu działalności PCK i pod tą firmą występowały też i szpitale warszawskie na terenie Krakowa i Pełnomocnik ZG na Okręg Krakowski Plappert na konferencji u prof. Rutkowskiego przy udziale dyrektora Szpitala Łazarza prof. Kostrzewskiego i Warszawskiego Szefa Sanitarnego dra Mieczewskiego uzyskał decyzję, że szpitale warszawskie będą oddziałami Szpitala Łazarza. Przerzucało to koszt ich utrzymania na budżet GG. Było to jedyne rozwiązanie, bo takiego obciążenia finansowego PCK w Krakowie nie byłoby w stanie wytrzymać, a Zarząd Główny, rozbity i zdezorganizowany przez wysiedlenie, na razie też nie miał żadnych większych możliwości finansowych. Zostały zresztą jeszcze i drobne szpitaliki z Powstania, jak osadzone w Poroninie, Łososinie, i inne. Tym ośrodkom mógł PCK dopomóc dzięki przerzuceniu na Szpital Łazarza ciężaru utrzymania szpitali warszawskich w Krakowie.[xvi] /16.
A równocześnie Zarząd Główny przesyłał ze swej chwilowej siedziby z Piotrkowa delegatów (dr Lesław Węgrzynowski) dla porozumienia i przygotowania organizacyjnego PCK do rozwinięcia pełnej działalności w zbliżającym się momencie ostatecznego złamania siły obronnej niemieckiej.
W godzinach, w których decydowały się losy Krakowa czynne było ambulatorium w budynku PCK i stamtąd wysyłano na ulice miasta patrole z lekarzami i pielęgniarkami dla doraźnej pomocy rannym. W tej akcji padł na ulicach miasta od zbłąkanej kuli śp. major lekarz Stanisław Otfinowski. Możliwości transportu rannych pogorszył fakt, że w ulicy Lubicz została ostrzelaną karetka Pogotowia Ratunkowego. Śmierć ponieśli przewożona do szpitala ranna na ulicy Aniela Studnicka, szofer Pogotowia Verannaman Augustyn, sanitariusz Pałka Józef i magister Wanda Czarnecka.
Z życiem uszedł z tej katastrofy tylko niestrudzony od lat pracujący lekarz Pogotowia Adam Czarnecki. [xvii]/ 17.
Miasto Kraków wyszło prawie nienaruszone, aby oglądać upadek Niemiec, żywiołowy pochód zwycięskich wojsk radzieckich i polskich na Zachód i rozpocząć nowy okres swej tylowiekowej historii w Polskie Rzeczypospolitej Ludowej.
Przed PCK stawały nowe zadania, które żądały uaktywnienia wszystkich sił i środków dla ich rozwiązania, wszystkie ważne, wszystkie pilne. W atmosferze wolności, po długim okresie ucisku, gdy cały gorączkowo tworzony aparat państwowy dawał PCK pełne swoje poparcie w wykonywaniu zadań, jakie ta jedyna ocalała z pogromu okupacji organizacja społeczna miała do spełnienia, ambicją wszystkich jej pracowników było wykonać jak najwięcej i jak najlepiej.
1[i] Memoriał Zarządu Miejskiego Wydziału Opieki Społecznej, bez daty – prawdopodobnie z 1941roku str. 4. [w:] Archiwum Rady Głównej Opiekuńczej.
2 [ii] Sprawozdanie ppłk. Kubickiego Franciszka, męża zaufania obozu jeńców Polaków w Murnau , str. 8-9 [w: ] Archiwum Zarządu Głównego PCK.
3 [iii] Wspomnienia Marii Kostrzewskiej i Anny Maydallowej z działalności Sekcji Pomocy jeńcom Oddziału PCK w Krakowie [w:] Archiwum Zarządu Głównego PCK.
Stefan Uhma, Tadeusz Vetulani w pracy PCK. w Krakowie w czasie okupacji niemieckiej 1939-1945. [w: ] Archiwum PCK w Krakowie, maszynopis, str. 15-16.
4 [iv] Tadeusz Kudliński, Montelupa – Wspomnienie 1946 r., Kraków: Czytelnik 1946, str.77.
5 [v] „Tygodnik Powszechny”, Kraków 1958, nr 5 z 2 lutego 1958.
Barbara Piwowar i Halina Siermontowska i Kanonicza 18. [w: ] Tadeusz Kudliński: Montelupa – Wspomnienie 1946 r. Kraków: Czytelnik 1946, strony 153-154.
6 [vi] Pismo poufne Zarządu Głównego PCK z 21.IX.1940 r. Nr arch. 7816. [w:] Archiwum Zarządu Głównego PCK.
7 [vii] Kopia pisma Zarządu Okręgowego PCK z 12.X.1940 r. do RGO [w:] Archiwum Zarządu Głównego PCK.
8 [viii] Stanisław Plappert do Prezesa Patronatu w Krakowie. Działalność U.S. w Krakowie 1939-1944. str. 79.
9 [ix] Mieczysław Kieta Siostra Maria, „Dziennik Polski”, Kraków z 24.VII.1957r, str. 3.
10 [x] Zofia Kossak, „Z otchłani – Wspomnienia z łagru”, Częstochowa-Poznań: Drukarnia św. Wojciecha 1946, str. 56.
11 [xi] Tadeusz Vetulani, Niektóre dane z mej działalności w P.C.K. Okręgu Krakowskiego – spisane w kwietniu 1947r. str. 7-8 [w:] Archiwum Zarządu Głównego PCK.
12 [xii] Odwiedziny Genewskiego Czerwonego Krzyża w Krakowie, ” Krakauer
Zeitung” z 21 czerwca 1940r.
13 [xiii] Adam Schebesta, Działalność sanitarno-opiekuńcza Okręgu Krakowskiego PCK. w okresie okupacji hitlerowskiej, str. 2 [w:] Archiwum Zarządu Głównego PCK.
14 [xiv] Prof. Adam Gruca z 10 stycznia 1941.r. str.2 [w:] Archiwum Zarządu Głównego PCK
15 [xv] Józef Kostrzewski, Świat lekarski w czasie okupacji i na przełomie , Kraków: „Przegląd Lekarski”, 1946, nr 1-3, str. 27.
16 [xvi] Pismo St. Plapperta z 3.IV.1957. Szpitale i Zakłady str.3 [w:] Archiwum Zarządu Głównego PCK
17 [xvii] Adam Czarnecki, Krakowskie Towarzystwo Ratunkowe, Kraków: „Przegląd Lekarski” 1945, nr 6 z 15 września 1945 r., str.125-126.
Nadto korzystano za źródeł:
Archiwum Zarządu Głównego PCK, teczka m. Kraków, Sekcja Sanitarna.
dr Stanisław Kostarczyk, Przyczynek do historii Krakowskiego Okręgu PCK z okresu okupacji niemieckiej.
Lecznictwo PCK w czasie okupacji niemieckiej.
Prof. dr Stanisław Smreczyński, Działalność Sekcji Sanitarnej w Krakowie.
Dr Adam Schebesta, Działalność sanitarno-opiekuńcza Krakowskiego PCK w czasie okupacji hitlerowskiej oraz tegoż autora pismo z 1 marca i 3 kwietnia 1959 r.
Składnica Sanitarna PCK i RGO – Stanisław Smreczyński 23 lipca 1945 r
Prof. dr Adam Gruca, Ambulatorium PCK 1944-45
Dr Jerzy Lebieda, Garść wspomnień z działalności PCK w czasie okupacji – 1948r
tenże: Słów kilka o działalności lekarskiej PCK – 1946 r.
Prof. dr Franciszek Walter, W służbie idei, 1948 r
dr Józef Owsiński, Z działalności PCK. Pismo do Zarządu Okręgu w Krakowie z 18 lutego 1959 r.