Dzieciństwo

Maria Aniela Seweryna Światopełk – Czetwertyńska, portret z dzieciństwa ok 1887 r (fot. za Przyszłość pokaże…)
Maria Aniela Seweryna Światopełk – Czetwertyńska urodziła się 6 lipca 1880 roku, w Milanowie w powiecie parczewskim, byłym zaborze rosyjskim. Była piątym dzieckiem księcia Włodzimierza Ludwika Światopełk-Czetwertyńskiego. Pochodziła ze starego arystokratycznego rodu, wywodzącego swoje korzenie od Rurykowiczów, władców Rusi Kijowskiej i Rosji. Protoplastą rodziny, używającej herbu Pogoń Ruska (głównym elementem jest postać św. Jerzego na koniu, przeszywającego włócznią smoka), był żyjący w XV wieku książę Aleksander Świętopełkowicz, który został właścicielem Czetwertni na Wołyniu (na północ od Łucka). W kolejnych wiekach Czetwertyńscy pełnili szereg godności ziemskich, a w XIX wieku uczestniczyli w powstaniach narodowych. Dziadek Marii – książę Kalikst Światopełk-Czetwertyński – brał udział w powstaniu listopadowym.

Pałac Milanów dawniej i dziś (fot. za Wirtualne Muzeum Pielęgniarstwa http://www.wmpp.org.pl oraz http://milanow.pl/).
Natomiast ojciec uczestniczył w powstaniu styczniowym, za co został zesłany na Syberię. Po powrocie do kraju ożenił się z Marią Wandą Felicją Uruską, córką znanego genealoga hrabiego Seweryna Uruskiego, która odziedziczyła po babce dobra Milanów. Cała rodzina Tarnowskiej (dziadkowie, rodzice i liczni krewni) przyczyniła się, mimo zaborów i trudnych warunków politycznych, do utrzymania tożsamości narodowej.

Rodzice przyszłej hrabiny Tarnowskiej, Ojciec Włodzimierz , Książe Światopełk-Czetwertyński i Maria księżna Światopełk-Czetwertyńska (fot. za Przyszłość pokaże…)
Po ślubie, rodzice Tarnowskiej Włodzimierz i Maria Światopełk-Czetwertyńska, zamieszkali w zachowanym do dzisiaj pałacu w Milanowie, gdzie żyli szczęśliwie wychowując sześcioro dzieci, w tym najstarszego syna, znanego działacza społecznego i polityka, księcia Seweryna Franciszek Światopełk-Czetwertyńskiego (między innymi przez wiele lat zasiadał w Sejmie II RP) oraz jedno z najmłodszych dzieci jakim była Maria, przyszła hrabina Tarnowska. Matka, z którą Maria była bardzo związana, zajmowała się wychowaniem dzieci, ale także zarządzała majątkiem. Dzieciństwo upływało przyszłej hrabinie Tarnowskiej beztrosko, w sielskim nastroju.
Dom pełen był oddanej służby, nauki pobierała wraz z rodzeństwem od starannie dobranych przez matkę nauczycielek. Zimy, rodzina Czetwertyńskich, spędzała w pałacu w Warszawie przy ul. Krakowskie Przedmieście 30. Pobyt w stolicy wypełniały wyjścia do teatrów i opery, spacery po parkach oraz wizyty u licznych ciotek. Natomiast późnym latem–jesienią księżna zabierała swe córki na wakacje zagraniczne do uzdrowisk szwajcarskich, francuskich lub włoskich. Dużo czasu poświęcali wtedy na zwiedzanie muzeów, galerii obrazów i kościołów. Te liczne podróże były dopełnieniem edukacji.

Akt urodzenia Marii Światopełk -Czetwertyńskiej z parafii rzymsko-katolickiej pw. Św. Jana Chrzciciela w Parczewie spisany w języku rosyjskim, ówczesnym języku urzędowym oraz tłumaczenie (fot. za Wirtualne Muzeum Pielęgniarstwa http://www.wmpp.org.pl/pl/galeria-medalistek/93-medalistki/dokumenty-medalistek/308.html)
Małżeństwo i towarzyszenie mężowi na placówkach dyplomatycznych

Maria Światopełk-Czertwertyńska i Adam hr Tarnowski (fot. za Przyszłość pokaże…)
W karnawale 1900 r. Maria poznała i wkrótce wyszła za mąż za hrabiego Adama (Amora) Tarnowskiego, urodzonego w Krakowie, członka znanego i bogatego rodu arystokratycznego w austriackiej Galicji, który właśnie rozpoczynał swą wielką karierę dyplomatyczną jako sekretarz ambasady austriackiej w Waszyngtonie. Wkrótce po ślubie Maria Tarnowska opuściła rodzinny Milanów, wyjeżdżając wraz z mężem do Paryża, który dla niej był pierwszym miejscem pobytu na zagranicznych placówkach wraz z mężem.
Maria Tarnowska towarzyszyła mężowi na wszystkich jego placówkach dyplomatycznych w całej Europie. Pobyt Tarnowskich w Paryżu obfitował w liczne spotkania towarzyskie z ciekawymi ludźmi z kręgu dyplomatów, polityków i arystokracji. Spotkania te organizowane były głównie w salonach ambasady austriackiej, Tarnowscy uczęszczali też na kolacje i bale urządzane przez inne przedstawicielstwa dyplomatyczne, a także w pałacach starej arystokracji francuskiej, które cieszyły się największym splendorem i wystawnością.
Po dwu latach pobytu we Francji, hrabia Adam Tarnowski przeniesiony został na placówkę w Dreźnie. W 1903 r. Tarnowscy wzięli udział w wielkim przyjęciu na dworze cesarskim we Wiedniu, na którym przedstawieni zostali cesarzowi Franciszkowi Józefowi. W tym okresie urodził im się im jedyny syn, Andrzej. Z Drezna Adam Tarnowski przeniesiony został do Brukseli, stolicy Belgii. Tarnowscy zakupili wtedy dla siebie dom i pierwszy samochód, który wykorzystywali do licznych wycieczek do Holandii, także do Rzymu, gdzie przebywał młodszy brat Marii, Ludwik.

Maria Tarnowska z synem w Biarritz – około 1909 r. (fot. za Przyszłość pokaże…)
W kolejnych dwóch latach Tarnowski wysłany został na placówkę dyplomatyczną do Madrytu. W tym okresie, kupili willę w Biarritz, uzdrowisku francuskim, tuż przy granicy hiszpańskiej, która była dla Adama i Marii Tarnowskich ich domem w Europie. Wiosną 1909 r. Adam posłany został na stanowisko radcy ambasady austriackiej w Londynie, co było ważnym krokiem w jego karierze zawodowej. Ponieważ tamtejszy ambasador był kawalerem, więc Maria, jako żona radcy ambasady, zwykle pełniła honory domu podczas przyjęć w ambasadzie. Wielokrotnym ich gościem był wówczas król Edward z rodziną królewską, z którymi Tarnowscy serdecznie się zaprzyjaźnili.
Kolejną placówką dyplomatyczną męża były Bałkany. Gdy wyjeżdżali do Sofii, zostawili swego siedmioletniego syna, Andrzeja w Londynie, w celu kontynuowania przez niego nauki w szkole angielskiej. Maria Tarnowska starała się jednak spędzać z synem każdą możliwą chwilę. Na wszystkie dłuższe wakacje Maria jeździła, wraz z Andrzejem, do kraju. Bawiła wówczas u swych rodziców w Milanowie lub u rodziców męża w Dzikowie pod Tarnobrzegiem, rezydencji Tarnowskich.
Pobyt na Bałkanach początki zaangażowania w działalność Czerwonego Krzyża
Okres pobytu na Bałkanach to kolejny etap życiorysu Marii Tarnowskiej. Mąż kierował placówką w Sofii samodzielnie, jako poseł nadzwyczajny. Lecz na Bałkanach sytuacja polityczna była napięta, zanosiło się na wojnę pomiędzy młodymi państwami bałkańskimi a Turcją celem jej wyparcia z resztek terytoriów europejskich. Równocześnie trwała rywalizacja o wpływy na Bałkanach pomiędzy Austro-Węgrami i Rosją, a także Wielką Brytanią i Francją. Faktycznie jesienią 1912 r. wybuchła pierwsza wojna bałkańska, zakończona zwycięstwem Bułgarii i sprzymierzonych Serbii, Grecji i Czarnogóry nad Turcją, która utrzymała tylko region Konstantynopola. Pokój zawarty w maju w Londynie nie trwał jednakże długo, gdyż sprzymierzeńcy szybko skłócili się o podział „łupów” i rozpoczęła się wojna między nimi. Ta druga wojna bałkańska zakończyła się we wrześniu 1913 r. pokojem bukareszteńskim. W czasie pierwszej wojny bałkańskiej Maria zaangażowała się ochotniczo do pracy w wojskowym szpitalu bułgarskim w charakterze pielęgniarki. Decyzja ta zaowocowała jej późniejszą, prowadzoną na szeroką działalnością charytatywną w organizacji Czerwonego Krzyża. Po latach, w swoich wspomnieniach, tak pisze o tym:
” Mąż powierzył mi pieczę nad personelem ambasady Austrii; wkrótce zaprzyjaźniłam się serdecznie z wszystkimi pracownikami. Postanowiłam skorzystać z okazji i nauczyć się pielęgniarstwa. Zapytałam o zdanie lekarza ambasady, który pochwalił mój zamiar i oddał mnie pod opiekę siostry Angeli. To była wspaniała kobieta. Gdy zjawiłam się rankiem, tytułowała mnie per „wasza ekstelencjo”, lecz po włożeniu białego fartucha musiałam słuchać jej poleceń na równi z bułgarskimi siostrami. Nie zdawałam sobie sprawy, że podjęta wówczas decyzja wpłynie na moje dalsze życie” (s.77)*
Lata Wielkiej Wojny 1914-1918
W lipcu 1914 r., po zabójstwie austriackiego arcyksięcia Ferdynanda, Maria odebrała syna z Anglii, gdzie się uczył i wróciła do Polski, dzięki czemu Wielka Wojna, jaka rozpoczęła się w Europie nie rozdzieliła jej z synem.
Wkrótce jednak, po rozpoczęciu działań wojennych, Maria Tarnowska zgłosiła się w Wiedniu jako sanitariuszka Czerwonego Krzyża, otrzymując przydział do Zespołu Chirurgicznego, który skierowany został na front austriacko-rosyjski pod Lublinem. Tak rozpoczęła się trwająca długie lata jej działalność w Czerwonym Krzyżu.
Po ofensywie rosyjskiej wróciła do Wiednia, następnie do Krakowa, zatrudniając się w szpitalu, zorganizowanym przez Uniwersytet Jagielloński dla I Korpusu Krakowskiego. Po wyparciu Rosjan z Warszawy, odwiedziła rodziców w Milanowie, a późnym latem 1915 r., gdy Bułgaria przystąpiła do wojny po stronie państw centralnych, pojechała z synem do Sofii, gdzie mąż kontynuował swą pracę w ambasadzie austriackiej. Początki działalności frontowej w strukturach czerwonokrzyskich hr. Tarnowska tak wspomina:
” Następnego dnia wyjechałam do Wiednia, by zgłosić się w oddziale Czerwonego Krzyża jako sanitariuszka i prosić o przydział do I Korpusu Krakowskiego złożonego z polskich oddziałów. Nic z tego nie wyszło, ponieważ korpus miał już swój własny personel. Zostałam przydzielona do formacji Czerwonego Krzyża zwanej I Zespołem Chirurgicznym i wysłana na front. Przewodniczący naszej organizacji, arcyksiążę Franciszek Salwator, osobiście żegnał nas na dworcu, gdyż wyruszaliśmy jako pierwsza grupa ochotników z ramienia Czerwonego Krzyża. Zebrani na peronie ludzie okrzykami dodawali nam odwagi; wyjeżdżając z Wiednia czuliśmy się bohaterami. Dopiero późniejsze zdarzenia wymagały od nas prawdziwego heroizmu.[…][potem]opuściłam zespół i wróciłam do Krakowa. Była tam Mary Cardezza, żona sekretarza ambasady amerykańskiej w Wiedniu i wielka przyjaciółka Polski. Mary finansowała nowy szpital, organizowany przez Uniwersytet Jagielloński dla I Korpusu Krakowskiego. Natychmiast znalazłam tam pracę i zostałam, póki Adam nie wezwał mnie do Sofii.” (s.82)
Niespodziewanie w listopadzie 1916 r. Adam mianowany został ambasadorem w Stanach Zjednoczonych. Pojechał więc do Nowego Jorku, lecz po wypowiedzeniu Austrii wojny przez Stany, musiał wrócić, wraz z całym personelem swej ambasady. Maria w tym czasie przebywała w Krakowie, gdzie wynajęła mieszkanie dla siebie, syna i guwernera i rozpoczęła pracę nad zorganizowaniem tutejszego szpitala. Odzyskanie niepodległości w 1918 roku zastało ją w Polsce. Początki państwa polskiego tak wspomina:
„Niewiele jest w życiu doznań, które można porównać ze świadomością, że odradza się ojczyzna. Przez kilka miesięcy wszystkie marzenia lat dziecięcych i młodzieńczych, wysiłki i nadzieje dorosłego życia wielu pokoleń stały się dla Polaków cudowną i oszałamiającą rzeczywistością” (s.93)
Z Krakowa wyjechała do Szwecji, aby spotkać się z bratem Sewerynem, a potem wróciła do Polski do Warszawy. W Warszawie w 1919 roku Maria Tarnowska współorganizowała dzięki środkom własnym i pozyskiwanym prywatnie darowiznom szpital polowy, już wtedy Polskiego Towarzystwa Czerwonego Krzyża, w którym została kwalifikowaną pielęgniarką. Kwalifikowanymi pielęgniarkami w tym szpitalu zostały także Maria Zamoyska, siostrzenica Tarnowskiej i Maria Józefa Czetwertyńska, jej bratanica. Szpital w marcu 1919 r. rozlokowany został w twierdzy brzeskiej nad Bugiem. Maria Tarnowska, jako siostra przełożona oraz naczelny lekarz, mieli po 40 lat, reszta personelu to była młodzież do 20 roku życia. Do końca 1919 r. szpital kilka razy przemieszczany był na wschodnich Kresach Polski, gdzie Piłsudski prowadził wojnę z bolszewikami. Największym problemem w tym czasie dla personelu były choroby, głównie tyfus. Gdy po świątecznym urlopie spędzonym w rodzinnym Milanowie w celu podreperowania nadwyrężonego zdrowia, Maria powróciła do służby , okazało się, że szpital został przejęty przez armię, a personel zmobilizowany.
W marcu 1920 r, szpital Tarnowskiej, będący w składzie XVIII Dywizji Piechoty, otrzymał rozkaz wymarszu w kierunku Kijowa. Wraz ze swoimi podwładnymi brała udział w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku. Po wycofaniu się do Warszawy, Maria Tarnowska otrzymała polecenie zorganizowania nowych polowych szpitali z konnym personelem, zdolnych do szybkiego przemieszczania się. W czasie sierpniowej ofensywy była siostrą przełożoną w jednym z tych szpitali przy VI Brygadzie Jazdy, w której jednym z pułków dowodził jej młodziutki syn Andrzej. W listopadzie, gdy Brygada zbliżała się do Dniepru, wojna się skończyła zawieszeniem broni, a Tarnowska została odznaczona Krzyżem Walecznych. Po latach pisała: „To było jedyne odznaczenie, które naprawdę ceniłam” (s.100)
Okres między wojnami
Z rozpadem Austro-Węgier w trakcie I wojny światowej skończyła się kariera dyplomatyczna Adama Tarnowskiego i pobyty na zagranicznych placówkach, pomimo licznych propozycji dalszej pracy jakie były mu składane. Tarnowscy, rozpoczynając swój nowy etap życia w niepodległej Polsce, osiedli na stałe w zakupionym krótko przed wojną majątku Świerże na zachodnim brzegu Buga k. Dorohuska. Pierwsze powojenne lata były dla nich bardzo trudne, gdyż majątek, żeby przynosić dochód, wymagał wpierw dofinansowania, a pieniądze ulokowane przez nich przed wojną w bankach wiedeńskich uległy znacznej dewaluacji. Wsparła ich jednakże finansowo matka, Maria księżna Światopełk-Czetwertyńska. Tarnowscy lato spędzali na wsi, a zimę w Warszawie (Tarnowscy posiadali kamienicę przy ul. Piusa XI 1 b) mąż Adam zarządzał folwarkami, syn Andrzej studiował na uniwersytecie w Belgii. Maria Tarnowska w tym okresie zajęła się pielęgniarstwem w Czerwonym Krzyżu.
„Wstąpiłam do Czerwonego Krzyża i zajmowałam się pielęgniarstwem, bo to było jedyne zajęcie, dzięki któremu mogłam być innym pomocna” (s.102)
Po wojnie nastał trudny czas demobilizacji pielęgniarek. Hr. Maria Tarnowska z wielkim wyczuciem chwili zaczęła w ramach Czerwonego Krzyża podejmować działania związane nie tylko z utrzymaniem, ale także z rozwojem pielęgniarstwa. Jedną z jej inicjatyw było ufundowanie w Warszawie, przy Szpitalu Czerwonokrzyskim, „Domu” przeznaczonego dla pielęgniarek, w którym zorganizowano kursy uzupełniające. Były to początki powstawania pierwszych narodowych, wykwalifikowanych kadr pielęgniarek.

Medal Florence Nightingale
W tym okresie także, na wniosek Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Czerwonego Krzyża, w 1923 roku Tarnowska została odznaczona międzynarodowym Medalem Florence Nightingale przyznawanym przez Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża dla zasłużonych pielęgniarek. Po raz pierwszy medal został przyznany w setną rocznicę urodzin Florencji Nightingale 12 maja 1920. Maria Tarnowska była pierwszą Polką, pielęgniarką, nagrodzoną tym Medalem w 1923 r. Doceniono przede wszystkim jest działalność w zakresie pielęgniarstwa i organizacji szpitali w czasie I wojny.
Hrabina Tarnowska bardzo zaangażowała się także w pracę u podstaw. Mieszkając w majątku Świerże udzielała porad z zakresu pielęgniarstwa i higieny mieszkańcom swej wsi. Przerażały ją wówczas trudne warunki bytowe oraz zacofanie ludności wiejskiej, zwłaszcza w zakresie wychowania dzieci i higieny. Wystąpiła więc z projektem zorganizowania w ramach Czerwonego Krzyża sieci wiejskich ośrodków zdrowia w całym kraju. Propagując tę ideę pisała artykuły w prasie i wygłaszała pogadanki radiowe. Projekt zyskał faktycznie duże poparcie. Pierwszy wiejski ośrodek zdrowia utworzony został w posiadłości Tarnowskich. Przeznaczyli oni na ten cel jeden z budynków mieszkalnych dla administracji, wyposażyli go i doprowadzili wodę i energię elektryczną. W okresie do 1939 r. w Polsce, w Czerwonym Krzyżu, na wzór ośrodka w Świerżach, uruchomiono ok. 300 takich obiektów.
Tarnowska tak wspomina tę swoją pracę:
„Służba zdrowia i ubezpieczenia zdrowotne były w Polsce nowoczesne i dobrze zorganizowane, ale brakowało pieniędzy na urzeczywistnianie szczytnych planów. Państwowa opieka medyczna istniała tylko w miastach, chociaż nasze ustawodawstwo wyprzedzało znacznie rozwiązania przyjęte w innych krajach. Opracowałam projekt zakładający dobrowolną współpracę kilku podmiotów i przedstawiłam go zarządowi Czerwonego Krzyża. Pod patronatem oddziałów terenowych w dużych miastach miały powstawać ośrodki zdrowia. Właściciele majątków powinni dać budynki i sprzęt i miejscowe urzędy opłacałyby lekarzy, a Czerwony Krzyż dałby pielęgniarki. Każda placówka składała się z dwóch oddziałów: poradni dziecięcej i przychodni przeciwgruźliczej. Uczono także pierwszej pomocy, bo wieśniacy nie doceniali znaczenia interwencji medycznej.
Mój projekt zyskał spore poparcie, szczególnie ze strony żon właścicieli majątków ziemskich, które powołały własne stowarzyszenie. Mój pierwszy ośrodek zdrowia powstał w naszej posiadłości. Mój mąż podarował wzniesiony dla zarządcy domek, który stał pusty, odkąd zmniejszono liczebność personelu. Budynek został wyremontowany, odmalowany, doprowadzono wodę i elektryczność. Po zakończeniu przygotowań zaprosiliśmy miejscowe władze oraz moich kolegów z Czerwonego Krzyża na uroczyste otwarcie. Przybyli wszyscy mieszkańcy wsi. Proboszcz poświęcił budynek, urzędnik odpowiedzialny za miejscową służbę zdrowia wygłosił uczoną mowę na temat higieny, a ja w prostych słowach objaśniłam, w czym rzecz. Oddałam wsi budynek i ogród pod warunkiem, że nieruchomość pozostanie pod zarządem i opieką Czerwonego Krzyża, ponieważ było naszym życzeniem, by sieć ośrodków zdrowia zachowała społeczny charakter. Poza tym nie byłam zwolenniczką poglądu, że na wszystkie potrzeby ma łożyć państwo i sądziłam, ze mieszkańcy wsi lepiej zadbają o przychodnię stanowiącą wspólną własność, a w przyszłości chętniej zatroszczą się o jej modernizację. Miałam pewność, że Czerwony Krzyż, doskonale wywiąże się ze swego zadania. Muszę przyznać, że pomysł się sprawdził, bo w całym kraju przychodnie powstawały jak grzyby po deszczu. Pacjenci chętnie tam przychodzili – szczególnie młode matki, które z upodobaniem przynosiły swe pociechy, by siostry je ważyły i mierzyły; każde niemowlę miało swoją kartę zdrowia. Porady były darmowe. Pacjenci opłacali koszta materiałów opatrunkowych i medykamentów stosowanych w pierwszej pomocy.
W trakcie dekady poprzedzającej wybuch drugiej wojny światowej organizowanie sieci ośrodków zdrowia stało się moim głównym zajęciem. W roku 1939 było ich około trzystu. Odwiedziłam wszystkie, pisałam artykuły do czasopism, wygłaszałam radiowe pogadanki na temat projektu. Snułam śmiałe plany na przyszłość, myśląc o łaźniach i opiece dentystycznej; stomatolog przyjeżdżałby na sobotę i niedzielę, by zadbać o uzębienie szkolnej dziatwy. Z braku dentystów młodzi ludzie zaczynali dorosłe życie bez większości zębów. Niestety zabrakło czasu na urzeczywistnienie tych planów. Zaczęła się wojna i wiejskie ośrodki zdrowia, jak wszystko, co służyło ludności, padły ofiarą Niemców, ogarniętych niszczycielską pasją” (str 105-106).

Regulamin Korpusu Sióstr PCK zawierający wzory mundurów (fot. za Szkoła Pielęgniarstwa PCK w Warszawie 1929-1944).

IX Walny Zjazd Zrzeszenia Sióstr Polskiego Czerwonego Krzyża w Warszawie w 1933 roku, Uczestnicy zjazdu. W pierwszym rzędzie od lewej siedzą: p. Karpowiczowa, gen. Jan Kołłątaj-Srzednicki, hr. Maria Tarnowska, żona płk. Staszewskiego, Antonina Kołłątaj-Srzednicka, płk Stefan Rudzki. (fot. NAC Sygnatura: 1-C-843)
Od 1 września 1927 roku Maria Tarnowska wchodziła w skład Zarządu Głównego Polskiego Czerwonego Krzyża. Równoległe do organizacji ośrodków Maria Tarnowska angażowała się w szkolenia pielęgniarek. W związku z ogromnym zapotrzebowaniem na pielęgniarki, 1 kwietnia 1929 roku powołano Korpus Sióstr PCK, który w momencie założenia liczył 410 osób zatrudnionych w formacjach wojskowych i wynagradzanych przez Ministerstwo Spraw Wojskowych. Prowadzono liczne kursy i szkolenia specjalistyczne przygotowujące zaplecze pielęgniarskie dla placówek wojskowych. Przewodniczącą Korpusu od samego początku była jego inicjatorka, hr. Maria Tarnowska.

Uczestnicy konferencji podczas obrad. Widoczni m.in. (od 3. osoby z lewej): sekretarz E. J. Swift, Rene Sand, pani I. Lefebvre, pani Masarykova, pani Odier, pani Suzanne Ferriere, hr. Józef Alfred Potocki, hr. Maria Tarnowska, dr B. Zaklińska. (fot. NAC Sygnatura: 1-M-491)
Maria Tarnowska bardzo angażowała się w działalność Czerwonego Krzyża m.in. w 1933 roku uczestniczyła w Międzynarodowej konferencji Towarzystw Czerwonego Krzyża w Pradze, gdzie reprezentowała Zarząd Główny. W Szkole Pielęgniarstwa PCK założonej w 1929 roku , nad działalnością której z ramienia Zarządu Głównego PCK czuwała Maria Tarnowska, w 1938 roku zorganizowano kurs spadochronowy dla słuchaczek szkoły. Kurs doskonale wpisywał się w program szkolenia, stanowiąc jego atrakcyjne uzupełnienie. Zamknięciem kursu były pokazy spadochronowe na Polu Mokotowskim.

Przewodnicząca Korpusu Sióstr PCK, hr Maria Tarnowska, podczas rozmowy z siostrami PCK po skokach spadochronowych na Polu Mokotowskim w Warszawie, w 1938 roku. (fot. Archiwum ZG PCK).
Lata II wojny i okupacji
Gdy we wrześniu 1939 r. Niemcy napadły na Polskę, rozpoczynając II wojnę światową, Maria Tarnowska miała 59 lat. Była to już piąta wojna w jej bogatym życiorysie, która znów radykalnie odmieniła jej losy. Tarnowscy przebywali wtedy w Warszawie. Gdy w pierwszych dniach września szpital, w którym pracowała, ewakuowany został do Lublina, po niewielu dniach Maria znalazła się wraz z mężem w rodzinnym Milanowie. Jednak tuż przed zajęciem wsi i majątku przez Armię Czerwoną oboje wrócili do Warszawy. Zaś syn Andrzej, jak wielu innych wojskowych, opuścił kraj, udając się na emigrację wojenną do Francji.
Gdy w październiku Rosjanie wycofali się za Bug i Tarnowska mogła pojechać do Milanowa. Zastała swój pałac całkowicie splądrowany i ogołocony z mebli i innego wyposażenia. Próba uzyskania pomocy w odzyskaniu skradzionych mebli i przedmiotów ze strony oficera niemieckiego, kwaterującego w pałacu, była całkowicie chybiona. Wróciła więc do Warszawy. W październiku 1939 roku dokonano wyboru nowych władz Zarządu Głównego PCK z uwagi na wyjazd ówczesnego Prezesa ZG gen. Osińskiego do Stanów zjednoczonych w celu zorganizowania pomocy na wypadek wojny . Gen. Osiński nie wrócił już do Polski i stworzył drugi Zarząd Główny PCK przy Rządzie Emigracyjnym w Paryżu i Londynie. Maria Tarnowska objęła funkcję wiceprezesa i równocześnie delegata ZG PCK w Krakowie – reprezentując całą organizację czerwonokrzyską przed niemieckimi władzami okupacyjnymi Generalnego Gubernatorstwa. W Krakowie pełniła funkcję dyrektora delegatury PCK.
PCK w tym okresie zajmowało się organizowaniem pomocy dla ludności cywilnej, ale niestety borykało się z wieloma trudnościami, głównie finansowymi i szykanami ze strony władz niemieckich. Jedną z nich była m.in. propozycja finansowania Czerwonego Krzyża przychodami z kasyna. Tarnowska, która była delegowana do kontaktów z Niemcami, tak wspomina to zdarzenie:
„Wkrótce po otwarciu tej jaskini hazardu [ kasyna], w siedzibie Czerwonego Krzyża zjawił się pracownik warszawskiego biura generalnego gubernatora Franka. Pytał o mnie. Oznajmił, ze przybywa z wiadomością od przełożonego, który słysząc o trudnościach finansowych naszej organizacji, postanowił oddać jej dziesięć procent dochodów z kasyna. Byłam oburzona tą propozycją.
– Jestem gubernatorowi wdzięczna za życzliwość- odparłam – ale nie możemy przyjąć darowizny.
– Dlaczego? – Reakcja mojego rozmówcy była typowa dla Niemców, którzy nie potrafili zrozumieć cudzych odczuć.
– Ponieważ źródło dochodu jest w najwyższym stopniu niemoralne i dlatego osoby, którym zobowiązani jesteśmy pomagać, niewątpliwie miałyby nam za złe ciche poparcie dla kasyna gry.
– Czy pani stoi na czele Polskiego Czerwonego Krzyża? – zapytał wysłannik.
– Nie, jestem wiceprezesem. Organizacją kieruje pan Lachert.
– W takim razie proszę go tu wezwać – oznajmił.
Poprosiłam więc przewodniczącego, który dał Niemcowi identyczna odpowiedź” (s. 125-126).
Zarząd Główny PCK w tym trudnym okresie musiał wykazać się dużą dyplomacją i odwagą broniąc podstawowych wartości i zasad ruchu czerwonokrzyskiego, w szczególności niezależności, autonomii. Między innymi, po utworzeniu charytatywnej organizacji Rady Głównej Opiekuńczej (RGO), zamierzano PCK jej podporządkować, na co się Zarząd Główny PCK nie zgodził, powołując się na swój ogólnoświatowy statut Czerwonego Krzyża. Przez pewien czas Tarnowska pełniła w krakowskiej Centrali RGO funkcję przedstawiciela PCK. W wyniku braku zgody pomiędzy RGO a Zarządem PCK, przy stałej ingerencji przedstawiciela Generalnego Gubernatora, Maria Tarnowska zrezygnowała z tej funkcji.
„Czerwony Krzyż pozostał w cieniu, a nowo powołana organizacja (Rada Główna Opiekuńcza) odgrywała główna rolę w życiu społecznym kraju przez kilka następnych lat, była jednak zmuszona słuchać niemieckich rozkazów, a tymczasem my zachowaliśmy niezależność, korzystając wyłącznie z darowizn” (s.128).
W tym czasie po raz pierwszy zetknęła się z tajną działalnością polskiego podziemia. Między innymi przejęła w Krakowie, za pośrednictwem przedstawiciela RGO, znaczną sumę pieniędzy przekazanych na potrzeby PCK przez emigracyjny rząd londyński.
„Czerwony Krzyż z najwyższym trudem realizował swój cel, udzielając pomocy osobom, znajdującym się w trudnym położeniu. Brak gotówki wynikał nie tylko z blokady kont bankowych, lecz także ze zmiany dotychczasowej waluty na okupacyjne pieniądze emitowane przez Niemców. Taka sytuacja finansowa zaburza najczęściej sytuację ekonomiczną, a dla obywateli oznacza poważną stratę. By temu zaradzić, rząd polski przekazał z Londynu znaczne sumy w dolarach naszemu podziemiu, a część środków trafiła do organizacji charytatywnych i do Czerwonego Krzyża.
Pewnego ranka brałam udział w akcji, która do złudzenia przypominała scenariusz filmu przygodowego. Było jeszcze ciemno, gdy zastukałam do bramy. Uchyliła się bezszelestnie, a starszy pan najpierw spytał mnie o nazwisko, a potem wskazał stróżówkę. Czekałam tak w towarzystwie kilku poważnych mężczyzn, którzy nie odzywali się ani słowem. W końcu brama znowu się otworzyła. Na podwórko wjechało czarne auto; do zderzaka przymocowana była flaga ze swastyką. Wyskoczyli z niego dwaj oficerowie gestapo w pełnym umundurowaniu i zaczęli wyrzucać z samochodu worki podobne do pocztowych. Zamienili potem kilka słów z mężczyzną, który otworzył im bramę; później dowiedziałam się, ze był profesorem uniwersytetu. Mężczyźni w gestapowskich uniformach skreślili pośpiesznie klika słów, podali kartę starszemu panu, wskoczyli do auta i odjechali. Profesor wyjął z worków pieniądze i rozdzielił według notatki. Były to nowiutkie banknoty w okupacyjnej walucie. Otrzymałam sumę, którą rząd emigracyjny przeznaczył dla Czerwonego Krzyża. Cała operacja trwała około dziesięciu minut.
– Czy zdoła pani donieść torbę do najbliższego skrzyżowania? Tam czeka taksówka, która zawiezie panią do domu.
Tego samego dnia zjawił się u mnie nasz dyrektor finansowy, zabrał pieniądze i umieścił je na tajnych kontach, ponieważ operacje bankowe i obieg środków był ściśle kontrolowany” (s.131-132)

Kamienica Adama i Marii Tarnowskich przy ul. Pięknej 1b w Warszawie – na podst. zdj. z 29 lipca 2014, By M.Tarnowski – Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=34338772
Swoje zaangażowanie w działalność w Czerwonym Krzyżu w czasie II wojny, Tarnowska dzieliła pomiędzy Krakowem a Warszawą. Zaangażowana w działalność czerwonokrzyską, poznawała stopniowo podziemie i coraz mocniej się angażowała w jego wspieranie. W domu Tarnowskich w Warszawie przy ul. Piusa XI 1b był jeden z wielu punktów kontaktowych Armii Krajowej oraz siedziba członka rządu Polskiego Państwa Podziemnego, Stanisława Jasiukowicza. W ich kamienicy odbywały się szkolenia wojskowe żołnierzy Armii Krajowej.
Najazd Niemiec na Związek Radziecki w czerwcu 1941 r. nie zmienił sytuacji w Generalnym Gubernatorstwie. W 1942 r, gestapo przystąpiło do likwidacji Żydów, wpierw urządzając dla nich getta, to jest wydzielone dzielnice, otoczone murami. Maria Tarnowska bywała często w getcie warszawskim, gdyż Czerwony Krzyż utrzymywał tam medyczny ośrodek pierwszej pomocy i pracownicy czerwonokrzyscy mieli stałe przepustki. Była więc świadkiem cierpień i śmierci zagłodzonych mieszkańców getta, zwłaszcza dzieci.
W połowie 1942 r. zachorował poważnie mąż Adam Tarnowski na niewydolność układu krążenia. Wymagał w związku z tym stałej opieki, podczas jej nieobecności przychodziła, mieszkająca w sąsiedztwie, pielęgniarka Czerwonego Krzyża. Niedługo potem Maria została aresztowana przez gestapo pod zarzutem nielegalnego przyjęcia pieniędzy dla PCK z zagranicy w porozumieniu z Radą Główną Opiekuńczą, której dyrektor aresztowany został jako pierwszy. Tarnowska byłą przetrzymywana i przesłuchiwana w więzieniu na Pawiaku przez kilka miesięcy. Warunki były trudne, nie była jednak źle traktowana. Ostatecznie starania jej męża, i jak sama sugeruje także zagranicy czyli Czerwonego Krzyża, doprowadziły do jej uwolnienia, gdyż Gestapo nie było w stanie przedstawić i udowodnić jej konkretnego oskarżenia. Niemniej jednak jako powód zwolnienia podano, iż jest zbyt niebezpiecznym elementem w więzieniu, z uwagi na zdolność organizowania samoobrony. Jednak prawdopodobnie, gdyby była zwykłą więźniarką, wysłana zostałaby zapewne do Oświęcimia.
Po wyjściu z więzienia zdecydowała się na podjęcie działalności konspiracyjnej, zgłaszając się do Korpusu Służby Pomocniczej Kobiet Armii Krajowej. Zaprzysiężona została w stopniu porucznika ze względu na fakt, że dwadzieścia lat wcześniej, w czasie I wojny światowej służyła w armii i otrzymała teraz zadanie szkolenia sanitariuszek do pracy w oddziałach partyzanckich AK.
Praca w konspiracji otwarła kolejny etap życia Marii Tarnowskiej. W 1943 r. armie niemieckie cofały się na wszystkich frontach i co raz bardziej stawało się widoczne, że Niemcy wojnę przegrają. Szczególnie szybko przybliżał się do Polski front wschodni, co niepokoiło Tarnowską, bo marzyło jej się, że wyzwolenie przyjdzie do Polski z zachodu lub południa, wraz z zachodnimi aliantami. Dla Tarnowskich bardzo uciążliwa była zwłaszcza zima 1943/44, gdyż były tęgie mrozy, a brakowało im opału, opalali tylko jeden pokoik chorującego męża Adama. Bardzo trudnym doświadczeniem była dla Czerwonego Krzyża i dla Tarnowskiej osobiście wiadomość o odkryciu przez Niemców zbiorowych mogił polskich oficerów w Katyniu pod Smoleńskiem, wielu z nich było im znanych.
Powstanie Warszawskie
1 sierpnia 1944 r., z rozkazu dowództwa AK, rozpoczęło się zbrojne powstanie w Warszawie. Z racji pełnienia swych funkcji w PCK i AK, Maria wiedziała kilka godzin wcześniej o terminie rozpoczęcia powstania, ale z powodu zamieszania nie została powiadomiona o miejscu koncentracji. Przez pierwszy tydzień walk przebywała więc przy chorym mężu, w swym mieszkaniu.
„Wcześniej zrezygnowałam z pracy w Czerwonym Krzyżu , by wziąć udział w powstaniu, które wedle naszej oceny miało trwać nie dłużej niż dziesięć dni.”(s.188).
Wokół toczyły się walki, paliły się kamienice, nacierały czołgi niemieckie, na które chłopcy rzucali butelki z benzyną. Ich budynek znalazł się na pierwszej linii walk i obsadzony został przez kilkunastu powstańców. Wtedy, korzystając z sieci przejść, przebitych w piwnicach budynków, Maria dotarła wreszcie do dowództwa Wojskowej Służby Kobiet, gdzie została mianowana komendantką wszystkich sanitariuszek w rejonie i otrzymała rozkaz organizowania punktów pierwszej pomocy i szpitali polowych.
W swoich wspomnieniach „Przyszłość pokaże…” zawarła wiele opisów i informacji o przebiegu powstania, o cierpieniach ludności cywilnej, zapisów dyskusji i komentarze. Przez szereg dni Maria miała kontakt z jednym z członków podziemnego rządu, który informował ją o zewnętrznej sytuacji politycznej, o działaniach Stalina i zachodnich sojuszników, związanych z powstaniem warszawskim. Miała świadomość, że przede wszystkim Stalin wstrzymał celowo ofensywę na Wiśle, zostawiając Warszawę na pastwę Niemców, natomiast zachodni alianci nie kwapili się z pomocą i już wtedy wspólnie ustalili, że wschodnią granicą Polski będzie rzeka Bug, a nowe państwo polskie oddane zostanie pod wpływy ZSRR. W swej książce Tarnowska przytacza także krytyczne uwagi i złorzeczenia cywilnej ludności na dowództwo AK za beztroskie i nieodpowiedzialne skazanie Warszawy i jej mieszkańców na zagładę.
Właśnie w związku z tą narastającą falą nastrojów wrogości cywilnej ludności do decydentów powstania, Maria Tarnowska zaproponowała przeprowadzenie pertraktacji z dowództwem niemieckim w sprawie ewakuacji części ludności cywilnej. Sama wzięła udział w delegacji, która przeprowadziła odpowiednie rokowania z gen. Guntehrem Rohrem.

Gen. Gunter Rohr podczas spotkania z polskimi przedstawicielami, z prawej Maria Tarnowska (fot. Przyszłość pokaże…)
„Nasza sugestia (tj. opuszczenia Warszawy przez ludność cywilną) znalazła uznanie. Wkrótce zjawiła się dziewczyna z poleceniem nawiązania kontaktu z dowódcą sektora. Chciał wiedzieć do którego paragrafu w statucie Czerwonego Krzyża zamierzamy się odwołać podczas rozmowy z Niemcami. Po rozmowie telefonicznej z generałem Borem stwierdził, że byłoby najlepiej, gdybyśmy natychmiast wyruszyli do Niemców. Miał powiadomić dowodzącego barykadą znajdującą się najbliżej nieprzyjacielskich stanowisk i rozkazać mu, aby nas przepuścił. Przed wyjściem zjedliśmy po talerzu wodnistego krupniku. To był nasz obiad. Następnie ruszyliśmy w drogę. Załoga ostatniej barykady natychmiast zrobiła nam przejście. Znaleźliśmy się na otwartej przestrzeni przed dymiącymi jeszcze ruinami Politechniki. Posypał się na nas grad pocisków; to strzelali snajperzy siedzący na dachach. Padliśmy w uliczny kurz i energicznie machaliśmy flagą, chociaż z nosem przy ziemi wcale nie było to łatwe.” (s. 202).
Dowództwo niemieckie zgodziło się od razu na zaproponowaną ewakuację, która doszła do skutku w pierwszych dniach września. Wyszło wtedy z Warszawy ok. 15 tys. ludzi, którzy zgłosili się ochotniczo, akcja przebiegła w sposób planowy i bez zakłóceń. Ewakuowanych było niewiele, ale Tarnowska była zadowolona, gdyż pozbyto się w ten sposób osób, które nie potrafiły znieść stanu oblężenia, przy tym w sytuacji braku zapasów żywności w mieście było to wybawienie.
Jeszcze przez cały wrzesień trwały walki, bombardowanie i ostrzeliwanie artyleryjskie Warszawy, a nowe oddziały Wehrmachtu wypierały powstańców z kolejnych osiedli i dzielnic. Nie zmieniło sytuacji zajęcie Pragi 14 września przez Armię Czerwoną, ani desant dwóch batalionów polskiej dywizji gen. Berlinga w Czerniakowie, które poniosły wielkie straty i po kilku dniach walk zmuszone zostały do wycofania się z powrotem za Wisłę. Tragiczny był też dzień 18 września, w którym wielka flotylla amerykańskich superbombowców zrzuciła nad Warszawą na spadochronach setki pojemników z zaopatrzeniem dla powstańców, jakie wiatr zniósł na pozycje niemieckie.
Na zaproszenie Ericha von dem Bacha- Żelewskiego, Maria Tarnowska na czele delegacji wizytowała 2 obozy w Pruszkowie, jeden dla jeńców, drugi dla ludności cywilnej. W czasie tej wizyty strona niemiecka zaproponowała, za pośrednictwem Tarnowskiej, zawieszenie broni. Strona niemiecka gwarantowała traktowanie żołnierzy-powstańców na prawach kombatanckich, zgodnie z Humanitarnymi Konwencjami Genewskimi. Propozycja została przyjęta po rokowaniach, w których, w grupie czterech polskich parlamentariuszy, wzięła udział także Maria Tarnowska. Do 5 października oddziały powstańcze i cała ludność cywilna Warszawy została ewakuowana do przejściowego obozu w Pruszkowie. Ewakuacja ludności cywilnej, rannych i chorych spoczywała na barkach Czerwonego Krzyża. W tym czasie Maria Tarnowska, na prośbę gen. Bora przejęła pół miliona dolarów z Komendy Głównej AK i wyniosła je wraz z ludnością cywilną w sposób niezauważony poza Warszawę, a następnie oddała prawowitym właścicielom.
Pobyt w Ojcowie i więzienie w Olkuszu
Po Powstaniu Warszawskim Tarnowscy z kilkoma walizkami dotarli do Pruszkowa, a po paru dniach znaleźli schronienie w willi kuzyna Marii Tarnowskiej, Jana Zamoyskiego, w Ojcowie niedaleko Krakowa.

Nieistniejąca już dziś Willa Maria w Ojcowie, pod „Złotą Górą” w której mieszkała Tarnowska wraz z rodziną w 1944-45 roku. Fot. z lat. 70 tych , po remoncie wykonanym przez Stację Biologiczną Polskiej Akademii Nauk, powojennego właściciele nieruchomości. fot. Józef Partyka
„Mój kuzyn Jan [Zamoyski] umiał trafnie przewidywać. Wiosną, gdy ofensywa rosyjska zbliżała się do wschodnich granic polski, załadował najcenniejsze ruchomości na dwie ciężarówki i wraz z żoną i dziećmi wyjechał z majątku, od czterech wieków będących w posiadaniu jego rodziny. Zawiózł najbliższych do Ojcowa, niewielkiej miejscowości wypoczynkowej na zachód od Krakowa. Dzięki naleganiu i dużej łapówce wymusił od Niemców dużą willę, gdzie umieścił swoją rodzinę, a teraz zaproponował schronienie mnie i Adamowi. Miejsce zostało doskonale wybrane. Okolica była pagórkowata, a wzgórza porośnięte pięknymi jodłami. Trwała ciepła jesień, spokój i piękno natury przywracały nam poczucie bezpieczeństwa, koiły stargane nerwy i pomagały odzyskać równowagę ducha” (s. 226).
Tarnowscy przebywali w Krakowie w styczniu 1945 r., gdy miasto zajęte zostało przez Armię Czerwoną prawie bez walk i bez zniszczeń. Najgorszym było rozgrabienie sklepów i urzędów przez szabrowników, gwałtowny wzrost cen żywności i ograniczona, niekorzystna wymiana marek niemieckich na nowe złote polskie. Już po kilku dniach reaktywowana została działalność krakowskiego oddziału Czerwonego Krzyża i Tarnowska miała dużo roboty. Zajmowała się głównie jeńcami z obozów niemieckich, ich ewidencją, wyżywieniem i zakwaterowaniem.
” Czerwony Krzyż działał bardzo aktywnie. Jeńcy wojenni z niemieckich obozów przybywali masowo do Krakowa, w miarę jak wyzwalała ich nacierająca Armia Czerwona. Władze miasta pozostawiły Czerwonemu Krzyżowi opiekę nad nimi. Prowadziliśmy spisy jeńców, karmiliśmy ich oraz szukaliśmy noclegów dla tysięcy mężczyzn, którzy mieli tylko jedno pragnienie, żeby jak najszybciej wrócić do domu, co było niezwykle trudne” (s 230).

Willa Kalisty, Olkusz, dawna siedziba Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, miejsce więzienia M. Tarnowskiej (fot. za http://www.slady.ipn.gov.pl)
Po kilku tygodniach udało się jej załatwić przelot rosyjskim samolotem wojskowym do Warszawy. Prawobrzeżna Warszawa była całkowicie zburzona i bezludna. Ale Warszawiacy wracali już masowo na gruzy swych domostw. Dom Tarnowskich w połowie ocalał i kilka mieszkań w nim nadawało się do zamieszkania. Była już w nim jedna rodzina i dawny kucharz Tarnowskich, który zabezpieczył dla Marii jeden pokój. Uzyskała następnie potwierdzenie własności całej kamienicy, zorientowała się też w możliwościach i kosztach jej remontu, po czym wróciła do Krakowa.
Tu wkrótce została aresztowana przez Milicję Obywatelską i przewieziona do więzienia w Olkuszu, gdzie przebywała grupa kobiet-ziemianek. Zostały one aresztowane w ich majątkach ziemskich, jakie zostały znacjonalizowane, a właścicielom nakazano opuszczenie powiatu w którym mieli ziemię. Przesłuchujący Tarnowską oficer NKWD zarzucał jej kolaborację z Niemcami i współpracę z hitlerowskim generałem w związku z negocjacjami jakie prowadziła w czasie Powstania Warszawskiego. Aresztowania, z uwagi na zły stan zdrowia uniknął wtedy mąż Adam. Po wielu dniach oczekiwania na przesłuchanie, Maria została zwolniona i na furmance z węglem powróciła do Ojcowa.
W dniu końca wojny, 9 maja 1945 r., Tarnowscy zamieszkali na stałe w Warszawie. Maria Tarnowska była bardzo krytycznie nastawiona do działalności nowych władz, ale znów pracowała w Czerwonym Krzyżu, w którym sytuacja była bardzo trudna. 29 sierpnia 1946 roku podobnie jak wielu innych starszych pracowników, Tarnowska została usunięta przez marszałka Rolę- Żymierskiego z Polskiego Czerwonego Krzyża.
„Czerwony Krzyż znalazł się w trudnym położeniu. Wielu działaczy aresztowano, a moich kolegów z zarządu zwalniano jednego po drugim pod rozmaitymi pretekstami i zastępowano agentami rządzącej partii. Ci nowi działacze nie mieli wiedzy ani umiejętności wystarczających do sprawowania owych funkcji, a działalność charytatywna mało ich obchodziła. Polska otrzymywała w tym czasie znaczne wsparcie od narodowych organizacji Czerwonego Krzyża ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Szwecji i Szwajcarii; dary więc dzielono z pożytkiem dla partii – czyli między jej członków. W końcu i mnie zwolniono- jako jedną z ostatnich, bo zacisnęłam zęby i próbowałam wytrwać, mimo codziennych przykrości ze strony nowych współpracowników, którzy starali się zepchnąć mnie stopniowo na boczny tor. Z żalem opuściłam organizację, z którą byłam związana przez dwadzieścia lat, czyli niemal przez całe moje zawodowe życie. Przykro mi było zostawić nielicznych już przyjaciół i współpracowników, którzy tak znakomicie dawali sobie radę podczas niebezpiecznych i trudnych lat niemieckiej okupacji. Wszyscy zdawali sobie sprawę, ze wnet spotka ich ten sam los” (s. 266).

Kawiarnia na Placu Trzech Krzyży, własność Marii Tarnowskiej i Zofii Potockiej 1945 r (fot. za Przyszłość pokaże…)
W tym czasie Tarnowscy żyli z wyprzedaży biżuterii, zaś po odejściu Tarnowskiej z Czerwonego Krzyża, do spółki z przyjaciółką Z. Potocką, kupili kawiarenkę przy Placu Trzech Krzyży. Mieściła się ona w drewnianej szopie, ale urządzona była gustownie i cieszyła się dużym powodzeniem, przynosząc pewien dochód. Lecz po 6 miesiącach otrzymali z Rady Miejskiej nakaz likwidacji kawiarenki, podobnie jak wszystkich sąsiednich kramów handlowych.
Tarnowscy marzyli też, by spotkać się z synem Andrzejem, który od 1939 r. przebywał zagranicą i od kilku lat mieszkał w Brazylii, zwłaszcza, że stan zdrowia męża Tarnowskiej stale pogarszał się. Po uzyskaniu paszportów, ich wyjazd doszedł do skutku w styczniu 1946 r. Spotkali się z synem i jego żoną w Lozannie w Szwajcarii. Pod koniec ważności paszportu Tarnowska otrzymała pocztą dyplomatyczną wiadomość, że jeśli wróci do kraju, to będzie powtórnie aresztowana pod zarzutem kolaboracji z Niemcami w czasie okupacji.

Maria Tarnowska z synową i wnuczkami – Rio de Janeiro 1955 r (fot. za Przyszłość pokaże…)
Zamierzali wrócić do kraju, lecz Adam znów ciężko zachorował. Leczył się przez kilka tygodni w szpitalu w Lozannie, ale bez zdecydowanej poprawy zdrowia i wkrótce potem zmarł. Maria Tarnowska zdecydowała wówczas nie wracać do Polski. Po krótkim pobycie we Francji pojechała więc do Brazylii, zamieszkując u swego syna Andrzeja.
Pisze: „Zachowałam wolność i wtopiłam się w anonimowy tłum uchodźców…Nigdzie nie jestem przypisana. Wszystkie moje doczesne dobra mieszczą się w walizce średniej wielkości. Koleje mojego losu nie budzą większego zainteresowania i niewarte są wzmianki ” (s. 276).
Przez kolejne lata mieszkała w Rio de Janeiro, działała w tamtejszej Polonii, pełniąc w niej funkcję prezesa tej organizacji. Jedyny jej syn Andrzej, u którego zamieszkiwała, zginął w 1949 r. w wypadku samochodowym. Być może, że ten tragiczny wypadek zadecydował, iż jego matka postanowiła ostatecznie wrócić do Polski. Do Warszawy przyjechała w 1958 r. i zamieszkała w jednopokojowym mieszkaniu przy ul. Poznańskiej, jakie przydzielone jej zostało staraniem Warszawskiego Zarządu PCK. Zmarła w 1965 r. w wieku 85 lat. Pochowana została na Cmentarzu Powązkowskim w grobowcu jej dziadków.

Tablica nagrobna na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie (fot. z http://www.wmpp.org.pl
W 1999 roku w Polskim Czerwonym Krzyżu został ustanowiony i wyemitowany medal pamiątkowy na rewersie którego umieszczono postać Marii Tarnowskiej.
Dnia 4 lipca 2016 roku pośmiertnie została odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, za wybitne zasługi w obronie suwerenności i niepodległości Państwa Polskiego.

Okładka wspomnień Marii Tarnowskiej „Przyszłość pokaże…”
W 2001 r. ukazało się w Polsce pierwsze wydanie, książki pt. „Przyszłość pokaże … wspomnienia”, napisanej przez Marię Tarnowską. Wspomnienia zostały napisane po angielsku dla czytelnika amerykańskiego, ponieważ autorka chciała powiedzieć prawdę o Polsce i Polakach, o Powstaniu Warszawskim, o Katyniu. Nad wspomnieniami pracowała w latach 1950-56. Po powrocie do Polski nikomu w Warszawie nie wspominała o ich napisaniu, nie miała nawet w Polsce egzemplarza maszynopisu. Posiadaczem jedynego egzemplarza był Wacław Bniński, pracownik Wolnej Europy i Głosu Ameryki.
*Wszystkie cytaty w tekście pochodzą z książki Maria Tarnowska „Przyszłość pokaże…”, wydanie 2012 r.
opr. Małgorzata Pyka
Opracowano na podstawie:
Maria Tarnowska „Przyszłość pokaże…”, wydanie Łomianki 2012 r.
Szkoła Pielęgniarstwa Polskiego Czerwonego Krzyża w Warszawie (1929-1944), PCK Mazowiecki Zarząd Okręgowy, Warszawa 2003
Andrzej Pankowicz, Polski Czerwony Krzyż w Generalnej Guberni 1939-1945, Kraków 1985.
Wirtualne Muzeum Pielęgniarstwa Polskiego (www.wmpp.pl)
materiały własne MOO PCK