Szlachectwo zobowiązywało do niesienia pomocy potrzebującym.
Rozmowa z Marią Osterwą-Czekajową, wnuczką księcia Pawła Sapiehy, pierwszego prezesa Polskiego Towarzystwa Czerwonego Krzyża w odrodzonej Rzeczpospolitej
– Świadectwem niestrudzonej działalności księcia Pawła Sapiehy w czasie I wojny światowej są dzisiaj pamiętniki napisane przez pani babkę – Matyldę z Windisch-Graetzów Sapieżynę.
– Tak to wyjątkowy dokument. Wojna odcisnęła trwałe piętno na całej rodzinie Pawła Sapiehy. Moja babka towarzyszyła mężowi, który w roku 1913 objął funkcję prezesa Galicyjskiego Czerwonego Krzyża, podczas całej wojennej epopei. Jej wspomnienia są szczegółowym, a nawet w wielu przypadkach, bardzo drobiazgowym opisem wojennych wydarzeń, tym ciekawszym, że dotyczącym terenu ówczesnej Galicji. Można powiedzieć, że wypełniała wówczas rolę osobistej asystentki dziadka. Na kartach wspomnień pojawia się Lwów, Kraków, a także wiele pomniejszych miejscowości. Wojna przyniosła okrutne żniwo także w tej rodzinie. W roku 1914 powołany został do austriackiego wojska najstarszy syn Pawła – Alfred. Dwa lata później dotarła do rodziny tragiczna wiadomość, że poległ on w bitwie pod Sapanowem w starostwie krzemienieckim. Alfred był utalentowanym dokumentalistą. W domu zachowały się albumy z jego zdjęciami wykonanymi podczas wojny. Dla mojej babki śmierć syna była dodatkową motywacją do działania. Matylda nie obraziła się na świat i na Boga, że zabrał jej syna, ale chciała pomóc innym matkom i żonom, które straciły najbliższych. Była to zresztą pierwsza tak okrutna wojna, która dotknęła ludność cywilną.
– „Trzeba było wszystko tworzyć i zdobyć (…) wyposażyć i rozbudować tzw. Krankenhalt na dworcu …” – pisze Matylda Sapieżyna. Poza przygotowaniem na krakowskim dworcu Izby Chorych Paweł Sapieha organizował kolumny sanitarne i szpitale polowe. Autorka wspomina niezmordowane pielęgniarki, które przejmowały pociągi z bydlęcymi wagonami zapełnione rannymi i chorymi na dezynterię.
– Gdy Paweł Sapieha stawał w roku 1913 na czele Czerwonego Krzyża w Galicji nie mógł nawet przypuszczać, jaki ogrom wyzwań narzuci okrutna wojna, która wybuchła rok później. Podejmowano się ich mimo niedostatku umiejętności. Gdy trzeba było szyć, bo nie było gotowego, to się szyło, gdy trzeba było opatrywać rany – to robiło się kurs i szło z pomocą rannym żołnierzom oraz poszkodowanej ludności cywilnej. Ta wojna, nazywana przez współczesnych Wielką Wojną, stanowiła potężne wyzwanie dla całego społeczeństwa. Praca organiczna była podstawą tego, co mieści się pod pojęciem ,,noblesse oblige” (szlachectwo zobowiązuje). Zresztą senior rodu książę Adam Sapieha, ojciec Pawła, nazywany później ,,czerwonym księciem”, był człowiekiem pracy u podstaw. Tak zresztą postępowało całe rodzeństwo Pawła. Utrzymywanie gospodarki i niesienie pomocy najbiedniejszym były wówczas jednym z celów życia. Sapiehowie, podobnie jak większość ówczesnych rodzin arystokratycznych, wychowywani byli w taki właśnie sposób, że gdy pojawiała się jakaś społeczna potrzeba, to wiedzieli, że należy się z nią zmierzyć, podejmując konkretne działanie. Skuteczność pomocy udzielanej ofiarom wojny była możliwa dzięki bardzo dobrym kontaktom z cesarskim dworem w Wiedniu (protektorem Czerwonego Krzyża był arcyksiążę Franciszek Salvator) i kościołem, na czele którego w Krakowie stał metropolita ks. Adam Sapieha, brat Pawła. Kursy sanitarne prowadzono z udziałem pielęgniarek Amerykańskiego Czerwonego Krzyża.
– Wspomnienia Matyldy Sapieżyny opatrzone są dużą ilością przypisów, które stanowią odrębną wartość historyczną. To również efekt Pani pracy.
– Zawsze miałam świadomość, że po mojej babce zostały w szafie u mojej matki trzy czy cztery duże kajety wspomnień, ale uważałam, że te czasy minęły i nie ma co do nich wracać. Gdy sama zostałam babką, to przyszło mi na myśl, że dla wnuków powinno się jednak tę przeszłość rodzinną odgrzebać. Wspomnienia spisano na maszynie, więc nie było większych problemów z ich lekturą. Zapoznali się z nimi także moi znajomi i doszliśmy wspólnie do wniosku, że powinno się je opublikować. Ważną rolę odegrała p. Maria Rydlowa, która jako redaktor książki czuwała, aby nie wprowadzać do zapisków mojej babki zmian. Wspomnienia te stanowiły również przyczynek do toczącej się wówczas dyskusji na temat tego, czy Polska powinna wejść do Unii Europejskiej.
Polska, o czym dobitnie świadczą pamiętniki mojej babki, zawsze była w Europie i z niej nigdy nie wychodziła, mimo bloku sowieckiego, który trwał tu 50 lat. Zeszyty ze wspomnieniami były streszczeniem, a w niektórych miejscach rozwinięciem dzienników, które pisała przez całe swoje życie, a które – niestety – się nie zachowały. Powstały w czasie okupacji, być może przynosząc mojej babce ulgę, która jako Austriaczka – dodam – nie miała łatwego życia, była bowiem nagabywaną przez gestapowców do podpisania volkslisty. Zauważyłam jednocześnie, że nad tym tekstem zaczęła pracować moja matka, robiąc przypisy, wyjaśniając, kim jest pojawiający się w nich wuj Leon czy ciocia Betka. Niestety mama zmarła w roku 1983 i nie ukończyła swojej pracy. Więc co miałam robić – zabrałam się do pracy. Przepisanie pamiętników dało mi dodatkowo możliwość wnikliwego zapoznania się z ich treścią.
– Pani dziadek, Paweł Sapieha, uczestniczył w tworzeniu zrębów II Rzeczpospolitej poprzez integrowanie organizacji Czerwonego Krzyża w jednolitą ogólnokrajową instytucję, Pani natomiast w tworzeniu III Rzeczpospolitej – uczestnicząc w pracach krakowskiego Komitetu Obywatelskiego i w przygotowaniu pierwszych wyborów. Warto byłoby spisać wspomnienia z tego okresu.
– Wydawca już mnie do tego zachęcał. Wciąż jednak nie jestem gotowa do takiej mrówczej pracy. Dziadek zresztą także nie spisał własnych wspomnień. Możliwe, że to w jakiś sposób znosi się w osobowości – albo jest się twórczym i myśli o przyszłości, albo pisze pamiętniki i wspomina przeszłość. Mam oczywiście świadomość, że z punktu widzenia dzieci, potomnych, niezwykle jest ważna wiedza o tym, co działo się w przeszłości. Moja praca jako osoby odpowiedzialnej za propagandę wizualną Krakowskiego Komitetu Obywatelskiego była związana z pierwszym wyuczonym zawodem – projektanta form przemysłowych. Miałam wielką satysfakcję, widząc reakcje na opracowane przez nas projekty. Ogromną radość przyniosły nam wyniki wyborów w Krakowie.
– Pani ojcem był sam Juliusz Osterwa. Czy aktorstwo nigdy Pani nie pociągało?
– Bycie córką Juliusza Osterwy, o którym do dzisiaj mówi się, że był wielkim aktorem i reformatorem teatru, nie było dla mnie łatwe. Jako dziecko nie cierpiałam wytykania na zasadzie: „O, idzie Osterwianka!”. Mama podkreślała zawsze, że ojciec nie chciał, abym została aktorką. W tamtych czasach zresztą wykonywanie tego zawodu było znacznie trudniejsze niż obecnie, uważało się bowiem, że albo będzie się dobrą matką, albo dobrą aktorką. Najwyraźniej uważała też, że moja pasja w kierunku aktorstwa nie była tak wielka jak jego, a mówiąc kolokwialnie ,,jechać” na nazwisku Osterwa nie chciałam.
Babcia Matylda Sapieżyna z wnuczką Marią Osterwą-Czekajową i ukochanym wnukiem Kubą.
– Bardzo intryguje mnie jedno miejsce. W życiu całej rodziny wielką rolę odgrywało rodowe gniazdo, czyli posiadłość – pałac w Siedliskach na Roztoczu Wschodnim.
– Było to dla mnie mityczne miejsce, które zobaczyłam po raz pierwszy dopiero w połowie lat 60., gdy zabrała mnie do nich moja matka. Byłam przerażona tym, co zobaczyłam, gdyż po domu, o którym słyszałam tak wiele, nie został nawet kamień na kamieniu. Pałac został splądrowany najpierw przez Ruskich, potem przez Niemców, a ciało mojego dziadka sprofanowane. Pochowali je miejscowi leśnicy, którzy stanowili taką przyboczną armię Pawła Sapiehy. Było to dla mnie miejsce przeraźliwe, choć piękne. Po raz kolejny gościłam w Siedliskach już w roku 2003. Przyjęto nas w nich z okazji poświęcenia ufundowanej przez Pawła Sapiehę cerkwi greko-katolickiej i kościoła. Ludzie tam są bardzo życzliwi. Miałam nawet plan przeprowadzenia się do Siedlisk, ale został on pokrzyżowany przez śmierć męża.
18 stycznia 1919 roku, dokładnie 100 lat temu, doszło do połączenia organizacji Czerwonego Krzyża działających w zaborach w jednolitą organizację – Polskie Towarzystwo Czerwonego Krzyża, którego pierwszym prezesem został książę Paweł Sapieha (od 1927 – Polskiego Czerwonego Krzyża). Po nim funkcję tę objęła Helena Paderewska, małżonka pierwszego premiera I Rzeczpospolitej. Imię Pawła Sapiehy nosił będzie Małopolski Oddział Okręgowy Polskiego Czerwonego Krzyża w Krakowie.
Była to najbogatsza organizacja humanitarna na ziemiach polskich. Na terenie Galicji w czasie wojny działały też pod egidą Czerwonego Krzyża: Biuro Pielęgniarek Czerwonego Krzyża w Krakowie, Komitet Opieki dla Żołnierzy Polskich we Lwowie, Komitet Ratunkowy Powiatu Olkuskiego, Grupa Chirurgów dra Maksymiliana Rutkowskiego, Komitet Pań Czerwonego Krzyża w Rzeszowie.
Rozmawiał: Janusz Michalczak,
Tekst ukazał się w wydaniu Dziennika Polskiego w dniu 18 stycznia 2019 roku, w dniu 100-lecia powstania Polskiego Czerwonego Krzyża. Udostępniono za zgodą autora.