Już nie tylko roześmiane, maszerujące z proporczykiem „kropelki krwi” są znakiem charakterystycznym dla jednostek Polskiego Czerwonego Krzyża w Małopolsce. Smok Wawelski, Lajkonik i Trębacz z Wieży Mariackiej – bohaterowie krakowskich legend – dołączyli do symboli, dzięki którym można odróżnić krakowską Grupę Ratownictwa Grupę Młodzieży SIM oraz Grupę Wsparcia Humanitarnego od podobnych jednostek PCK w Polsce.
Znacie krakowskie legendy? Jeśli nie to zapraszamy do lektury.
LEGENDA O SMOKU WAWELSKIM
W dawnych czasach, zanim plemiona słowiańskie połączył Mieszko I, na wzgórzu wawelskim, wyrósł gród, którym władał zacny Król Krak.
Księstwo było piękne i bogate, poddani Kraka cieszyli się że mają tak dobrego władcę i wspaniały gród który od jego imienia nazwano Krakowem. Król miał również piękną i mądrą córkę Wandę. Kraków szybko się rozwijał a do jego bram przybijali ludzie z sąsiednich plemion.
Wśród pielgrzymów poszukujących szczęścia, znalazł się młody szewczyk imieniem Skuba, którego do Krakowa przygnała pogoń za własnym warsztatem szewskim. Mieszkańcom Krakowa, życie płynęło w szczęści, a dni mijały beztrosko. Pewnego dnia ich spokojne życie wypełniła groza. Oto na niebie pojawił się ogromny smok. Jego wielkie skrzydła przyćmiły słońce, a gruby pancerz był odporny na strzały i miecze. Smok, zamieszkał w jaskini pod wzgórzem, nie zwracając uwagi na ludzi, którzy w swoim czasie mieli stać się jego posiłkiem. Od tego dnia bestie, w całej krainie i wśród sąsiednich plemion, zaczęto nazywać Smokiem Wawelskim.
Ludzie niewielkimi grupami zaczęli opuszczać miasto, bojąc się Smoka Wawelskiego, który co rusz pożerał bezradne bydło. Miasto powoli pustoszało, gwarne i ruchliwe ulice zamieniły się w ciche labirynty. Wyjście z domu nie było już niczym naturalnym, lecz prawdziwym męstwem. Bezradny Król, zwrócił się nie tylko do swoich doradców, ale również do rycerzy i mieszkańców Krakowa. Uradzono, aby zebrać kwiat słowiańskiego rycerstwa, który zabije Smoka Wawelskiego i uratuje gród od jego tyranii.
Smok Wawelski nie miał zamiaru ustępować, każdy rycerz, który samotnie przybył do jaskini był natychmiast pożerany. Nawet kilkuosobowe grupy rycerzy, nie stanowiły problemu dla Smoka Wawelskiego. W końcu przed jamą stanęła armia stu śmiałków, uzbrojonych w tarcze i miecze, lecz i oni stali się głównym daniem Smoka Wawelskiego.
Skuba dużo rozmyślał o Smoku Wawelskim „Nie może tak być, że przez jednego potwora cierpi cały Kraków”. Całymi dniami szukał sposobu przechytrzenia potwora. Kiedy lamenty mieszkańców ucichły i ludzie opuścili warsztat w którym pracował, poprosił majstra o baranią skórę z której szyje się kożuchy. Majster był ciekaw cóż wymyślił młody szewczyk. Gdy zapoznał się z planem Skuby postanowił mu pomóc, choć bardzo się bał, że nie znajdzie wystarczająco dużo materiałów. Szewczyk przez całą noc ciężko pracował, szyjąc kukłę podobną do owcy, rankiem wypełnił ją siarka, z kamieniołomów. Jeszcze tego samego dnia zaniósł swoją kukłę pod jamę smoka i ustawił tak, aby wyglądała jak prawdziwa owca.
Gdy szewczyk wrócił, ludzie zaczęli go wypytywać o to, czy widział Smoka Wawelskiego. Skuba odpowiedział, że Smok Wawelski, śpi w jamie. Po czym opowiedział wszystkim o swoim planie. Wtedy rozległ się przeraźliwy ryk, Smok Wawelski musiał się obudzić i pożreć owce. Ludzie zaczęli wchodzić na mury miasta aby lepiej widzieć bestię.
W tym czasie Smok Wawelski, pijąc wodę z Wisły pragnął zagasić ogień, który siarka w nim wznieciła. Bestia nie potrafiła się opanować, mimo pełnego brzucha Smok Wawelski pił więcej i więcej, aż z nadmiaru padł martwy. Ludzie natychmiast rzucili się aby obrać smoka ze skóry by więcej nie powstał. Niosąc Skubę na rękach, szczęśliwy wrócili do miasta. Król rad, że ktoś wreszcie pokonał Smoka Wawelskiego, obiecał szewczykowi, rękę swej córki, na co młoda Wanda przystała z radością. Wesele trwało tydzień, a Skuba jako prezent weselny podarował swej małżonce buty ze smoczej skóry. Dwa lata po ślubie Wanda urodziła piękną córkę Żagannę.
LEGENDA O LAJKONIKU


Ten lajkonik, nasz lajkonik
po Krakowie zawsze goni
Lajkoniku laj laj
poprzez cały kraj!
Od czasów średniowiecza na wyższej wieży kościoła Mariackiego w dzień i w nocy czuwał strażnik, wypatrując pożarów, wrogów zbliżających się do Krakowa i innych niebezpieczeństw. Do jego obowiązków należało też granie na trąbce hejnału, początkowo tylko o świcie i o zachodzie słońca, jako sygnału do otwarcia i zamknięcia miejskich bram.
Dawno temu przed wiekami ziemie polskie były grabione przez okrutnych, bezlitosnych Tatarów. Kraków również znajdował się w poważnym niebezpieczeństwie. Zatrważające były wieści o napaści Tatarów na pobliskie miasto – Sandomierz. Nad rankiem na wieżę mariacką zmierzał trębacz, by jak co dzień wygrać tu mariacki hejnał. Wstał tego dnia bardzo wcześnie. Miał jednak złe przeczucia. Gdy znalazł się na wieży i spostrzegł, że całe miasto jeszcze spokojnie śpi, poczuł ulgę. Sam się uspokoił i pogrążył we śnie. Nagle ze snu zbudziły go straszliwe odgłosy. To, co zobaczył, było wprost przerażające. Wykorzystując wczesną porę i bezbronność mieszkańców, Tatarzy zaatakowali miasto. Chcąc ustrzec przed nimi mieszkańców i wezwać ich do obrony, trębacz pospiesznie chwycił swą trąbkę i natychmiast zagrał na niej hejnał mariacki. Mieszkańców dzięki temu udało się obudzić. Nikt jednak nie wiedział, co się dzieje i dlaczego trębacz bez przerwy wygrywa tę samą melodię. Podejrzewano, że musiało stać się coś niedobrego i przeczuwano najgorsze. W końcu ludzie pojęli, że grozi im niebezpieczeństwo i chwycili za broń. Rozegrała się straszliwa walka, w której poległo wielu mieszkańców Krakowa. Niebo przecinały kamienie i strzały, w górze zaś unosiła się melodia mariackiego hejnału, która zagrzewała Krakowian do walki. Tatarzy zauważyli jednak, skąd pochodzi wygrywany hejnał i zwrócili swe strzały w stronę trębacza na wieży. Jedna ze strzał ugodziła trębacza w gardło. Hejnał został przerwany i nad miastem zapanowała złowroga cisza. Choć trębacz zginął od tatarskiej strzały, pamięć o jego bohaterskim czynie przetrwała przez wieki – po dziś dzień codziennie na cztery strony świata wygrywany jest z mariackiej wieży hejnał – ten sam, który przed wiekami został przerwany.
Hejnał w czasach najnowszych grany był początkowo tylko w południe, a od 13 lutego 1838 roku wyznaczał dokładnie godzinę dwunastą. Obecnie hejnał z wieży kościoła Mariackiego rozbrzmiewa co godzinę. Od blisko stu lat w polskim radio codziennie odbywa się transmisja hejnału z wieży Mariackiej w Krakowie. Zaraz po wybiciu godziny 12 można usłyszeć w radio kroki trębacza kierującego się do jednego z okien, a za chwilę rozlega się hejnał. Następnie znowu słychać kroki trębacza, który przechodzi do drugiego okienka, ponieważ hejnał grany jest na wszystkie cztery strony świata. Ostatni sygnał urywa się nagle jako symbol pamięci o śmierci bohaterskiego trębacza.